Upowszechnienie środków antykoncepcyjnych rzeczywiście sprawiło, że tempo wzrostu ludności spadło, a upowszechnienie nawozów sztucznych i biotechnologii – że dynamika produkcji rolniczej wzrosła. Wydawać się mogło, że „dziura podażowa” na rynku żywnościowym nie może wystąpić, a niedobory żywnościowe w krajach Trzeciego Świata wynikają z fatalnych rządów i nie najlepszej dystrybucji.
Rok 2007 sprawił, że ten pogląd, trzeba odłożyć do lamusa i odkurzyć dzieło Malthusa. Okazało się, że najważniejszy wniosek – możliwość rozwarcia się nożyc między popytem i podażą jest w przypadku żywności możliwy. Możliwy gdy kraje olbrzymie i do tej pory biedne (jak Chiny i Indie) wkroczą na ścieżkę szybkiego wzrostu PKB. Ich bogacenie sprawia, że ludzie przestawiają się na droższą dietę wysokobiałkową. Sporo droższą, bo żeby wyprodukować kalorię wtórną w postaci mięsa czy innych produktów zwierzęcych, trzeba zużyć blisko dziesięć pierwotnych kalorii roślinnych. Co to oznacza, łatwo policzyć. Wystarczy pomnożyć 2,5 mld mieszkańców obydwu kolosów przez 30 kg przyrostu spożycia mięsa (w ciągu 15 lat z 20 do 50 kg) i wynoszący 10 współczynnik przetworzenia, aby uzyskać skalę wzrostu popytu na żywność.
Gospodarka mogłaby zareagować na tę zwyżkę popytu większym wzrostem produkcji, gdyby nie dobrzy ludzie, którzy zablokowali mechanizm rynkowy i przystąpili do realizacji szczytnych celów. W okresie kiedy popyt rósł, dalej płacono w USA i UE za odłogowanie ziemi i postanowiono też zamienić cywilizowany świat w tanią garkuchnię, w której auta pachną bimbrem i kiepskim spalonym olejem.
Co będzie dalej? Obecnie sytuacja zapewne się poprawi, bo wiele wskazuje, że zaniknie trzeci czynnik, powodujący ów wielki niedobór, czyli nieurodzaj. Jednak nadal żywności będzie za mało i dlatego będzie droga. Dziwić w tym wszystkim może jedno. Skoro władze UE to wiedzą, dlaczego planują likwidację subsydiowania produkcji rolnej i dlaczego upierają się przy rozszerzaniu produkcji biopaliw. Skoro już decydujemy się na to, aby poprzez interwencje zniekształcać rynek, to aktualna sytuacja wymaga raczej dokładnie odwrotnych działań. Tego nie rozumiem, ale przyznam się, że to u mnie chorobliwe. Na ogół bowiem działań dobrych ludzi nie rozumiem. Wiem tylko – bo tak sam twierdzę – że chcą dobrze.