Rząd chce likwidować przywileje emerytalne, związki zawodowe zamierzają je utrzymać. Ich zachowanie to najczęściej powtarzany postulat w czasie zapowiadanych na to lato protestów. Do obrony stanu posiadania stanęli już nie tylko nauczyciele czy kolejarze, ale także górnicy, którzy wywalczyli sobie trzy lata temu takie przywileje, jakich nie ma żadna inna cywilna grupa zawodowa. A teraz protestują, bo chcą, aby ich koledzy, którzy razem z nimi pracują i zajmują się mechaniczną obróbką węgla, mieli dokładnie takie same prawa jak oni. I spełnienie tego postulatu stawiają ponad ewentualne straty swoich przedsiębiorstw. A te się pojawią, gdy staną kopalnie.

Kto wygra w walce o przywileje, okaże się w ciągu dwóch miesięcy. W tym czasie do parlamentu trafi lub nie trafi projekt ustawy o emeryturach pomostowych. Jeśli związkowcy powstrzymają rząd, poczują się wygrani. Ale czy naprawdę?

Większość kłopotów, z jakimi boryka się rynek pracy czy system ubezpieczeń społecznych, pozostanie. Nie zmniejszą się sztywne wydatki budżetowe z nimi związane. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych będzie potrzebował coraz większych dotacji. Firmy i każdy z pracowników będą musieli płacić tak samo wysokie składki na ubezpieczenia społeczne jak teraz. I będziemy pracować z myślą, że to, co może nas spotkać najlepszego, to ... wcześniejsza emerytura.

Może więc lepiej, by związki zawodowe przegrały tego lata. Przegrać, by wygrali wszyscy, a nie wybrani, to żaden wstyd.