Możemy rozpędzić lokomotywę i doczepić do niej wagoniki

Rozmowa z profesorem Michałem Kuleszą, twórcą reformy samorządowej, społecznym doradcą ministra spraw wewnętrznych i administracji

Aktualizacja: 17.06.2009 15:01 Publikacja: 17.07.2008 12:22

Możemy rozpędzić lokomotywę i doczepić do niej wagoniki

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Kapituła tegorocznego rankingu samorządów zastanawiała się, jak traktować samorządy, wokół których toczą się różnego typu postępowania karne. Przykładem może być choćby Poznań i tegoroczny wyrok sądu skazujący prezydenta miasta i urzędników w procesie o sprzedaż miejskiego gruntu poniżej jego wartości. Kapituła uznała, że tego typu zdarzenia nie powinny mieć wpływu na pozycję samorządu w rankingu.[/b]

[b]Michał Kulesza:[/b] Słusznie. Problem jest bowiem dużo szerszy i bardzo złożony. Działka miejska winna być zazwyczaj sprzedana jak najdrożej, bo chodzi o dochód miasta, to oczywiste. Ale grunt przeznaczany pod jakieś przedsięwzięcie wspólne z partnerem prywatnym wcale nie musi być wyceniany najdrożej, bo może chodzić o wyższe dochody z tego przedsięwzięcia w przyszłości albo o inne korzyści dla interesu publicznego. To menedżer – czy jest nim prezes spółki, czy prezydent miasta – realizując jakieś przedsięwzięcie, podejmuje ryzyko gospodarcze. I zawsze można mu zarzucić, że coś było nie tak, że trzeba było inaczej. Nie wszystko bowiem, co dotyczy działalności gospodarczej, jest opisane w prawie. Ale jeżeli za każdym przedsięwzięciem realizowanym wspólnie z partnerem prywatnym snuje się Biuro Antykorupcyjne, prokuratura czy jeszcze Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, to coraz więcej menedżerów sektora publicznego wychodzi z założenia, że można zdrowiej żyć, nic nie robiąc.

[b]Czyli istnieje potrzeba zmiany myślenia, że miasta czy gminy też ponoszą ryzyko gospodarcze?[/b]

Czasami tak się zdarza, że przedsięwzięcie gospodarcze nie wychodzi i organy ścigania zaraz szukają szkody znacznych rozmiarów. A czasami nawet i wychodzi, a mimo to też szukają. Tak było w Szczecinie, gdzie władze miejskie wycofały się z pewnej transakcji, uznając, że nie jest ona wystarczająco korzystna. W związku z tym zapłaciły wysoką karę umowną. Czyli – zdaniem prokuratury – pojawiła się szkoda wielkiej wartości. Jednak miasto sprzedało tę nieruchomość innemu inwestorowi i ta transakcja pokryła także koszt kary. Zdaje się, że miasto jeszcze na tym zarobiło. Ale nawet gdyby nie zarobiło, to przecież wybieralne władze mają prawo do swoich programów i poglądów, i mają prawo je realizować. Gdy się rządzi, ryzyko polityczne oraz gospodarcze stanowią normalny składnik procesu decyzyjnego.

[b]Należy traktować prezydentów czy burmistrzów jak menedżerów?[/b]

Oczywiście. Przecież nie tylko wydają decyzje administracyjne stosując prawo, lecz także realizują cele polityczne i gospodarcze. Wówczas prawo nie jest stosowane, lecz jest w toku działalności przestrzegane. Mówimy wtedy o zarządzaniu sprawami publicznymi, o menedżeryzmie administracyjnym, gdzie chodzi o osiąganie celów programowych.

[b]Istnieją liczne przykłady dobrze prosperujących i – jak się wydaje – także dobrze zarządzanych samorządów. Mimo problemów prezydenta Ryszarda Grobelnego takim jest Poznań, co pokazuje nasz ranking, ale także Wrocław, który ściągnął wielu inwestorów, czy obecnie Szczecin...[/b]

... i każde z tych miast ma kłopoty. Przestępców należy ścigać bez pobłażania, to oczywiste. Ale nie może być tak, że nad każdym burmistrzem czy prezydentem stoi prokurator, szukając haka w każdej transakcji na styku z sektorem prywatnym. To musi prowadzić do zastoju gospodarczego. Nie będzie aktywności samorządu – nie będzie też rozwoju. A rozwój kreuje się za pomocą decyzji gospodarczych, które bywają ryzykowne. Ale muszą być podejmowane, bo nie zostaną zbudowane drogi czy stadiony.

[b]A kogo przede wszystkim należy przekonywać do nowego sposobu postrzegania władz samorządów?[/b]

Tę część aparatu państwowego, która jeszcze nie przeszła transformacji ustrojowej. Moim zdaniem jest to małostkowość państwa czy aparatu ścigania, który ciągle tkwi zamrożony w przeszłości, z przeświadczeniem, że wszyscy naokoło to spekulanci i badylarze, bo uczciwy człowiek to pracuje na etacie w fabryce. Burmistrz, który realizuje przedsięwzięcie wspólnie z inwestorem prywatnym, jest na pewno złodziejem albo wziął łapówkę. Tylko zastanawiają się, jak mu to udowodnić. Uważają, że prezydent dużego miasta jest takim samym urzędnikiem jak dyrektor departamentu w ministerstwie wydający decyzję nakazaną zresztą przez ministra.

[b]Czyli postulat powinien brzmieć: więcej swobody dla samorządowców?[/b]

Raczej więcej prawa do ryzyka gospodarczego, więcej instrumentów pozwalających dbać o interesy miast i gmin.

[b]W wielu kwestiach samorządy są jednak traktowane gorzej niż Skarb Państwa, mimo że też stanowią część systemu publicznego.[/b]

Na przykład organy państwowe są zwolnione z wpisów sądowych, a samorząd nie. Więc mniejsze gminy, których nie stać na zapłacenie 100 tys. zł wpisu sądowego, nie walczą o swoje, a przecież mają obowiązek szczególnej dbałości o mienie komunalne.

[wyimek]Tak jak istnieje konkurencja między firmami, tak istnieje konkurencja między miastami[/wyimek]

[b]Skoro to wiadomo, dlaczego nikt tego nie zmienia?[/b]

Nie zmienia się, bo cały czas pokutuje centralistyczne myślenie, że państwowe jest lepsze. A państwowe to jest to, co pod kontrolą ministra. Samorząd nie może się doprosić zwrotu VAT zapłaconego od wydatków inwestycyjnych, chociaż rozwój kraju zależy właśnie od inwestycji samorządowych – drogowych, oświatowych itp. Radykalnie zmniejsza to również zdolność samorządu do wykorzystania pieniędzy unijnych. Aby je dostać, trzeba wnieść własne środki, a tych nie ma. Czyli pieniądze europejskie wykorzystają jedynie te nieliczne miasta czy województwa, które są bogatsze. W rezultacie obecna polityka państwa prowadzi jeszcze bardziej do rozwarstwienia samorządu. Takich rzeczy są dziesiątki. Odkąd pamiętam, minister finansów nigdy nie był przyjacielem reformy decentralizacyjnej. Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej.

[b]Czyli systemowo podejście jest negatywne.[/b]

Tak. Chociaż wszyscy deklarują, jaki to samorząd jest gospodarny. Trzeba przekonywać ministrów i polityków, pokazując te zależności. Bardzo wielu polityków mówi, a niektórzy nawet w to wierzą, że jak samorząd jest taki gospodarny, to na pewno sobie poradzi.

[b]A nie poradzi?[/b]

Można dokładać kolejne zadania publiczne, ale gmina nie ma przecież fabryki pieniędzy. Poradzi sobie z niedofinansowaną przez rząd oświatą, nie robiąc iluś tam jezdni.

[b]Resort finansów nie rekompensuje samorządom np. ubytków wynikających z wprowadzenia ulgi rodzinnej, która uszczupla ich wpływy z podatku PIT. Czy to wszystko oznacza, że samorządy są centralnie blokowane?[/b]

Dokładnie. Może prezydent Poznania, Wrocławia czy Warszawy poradzi sobie, ale wójt czy burmistrz mniejszego miasta już nie. Nie chodzi o to, by dać tym ostatnim więcej, ale by samorządy nie umierały stojąc.

[b]A tworzenie obszarów metropolitalnych to nie jest – jak niektórzy twierdzą – wzmacnianie bogatych?[/b]

Tak byłoby, gdyby w ślad za tworzeniem obszarów metropolitalnych szły duże pieniądze i następowało dofinansowanie bogatych ośrodków miejskich. Ale tak nie jest. Istotę ustawy stanowi umożliwienie koordynacji rozwoju całego obszaru, czyli zwiększenie zdolności do współpracy samorządów. Może powstać wówczas wspólna strategia rozwoju i zagospodarowania przestrzennego np. warszawskiej aglomeracji i wspólna polityka transportowa, komunikacyjna, ekologiczna, rynku pracy czy bezpieczeństwa. Nic nie dodajemy i nic nikomu nie zabieramy. Pokutuje przekonanie, że jak jest ustawa metropolitalna, to na pewno jest przeciwko komuś, że w dużych miastach nastąpi jakaś koncentracja rozdawnictwa. A nie o to chodzi. Dla trudnych i problemowych terenów próbujemy stworzyć lepsze mechanizmy zarządzania, a nie dać komuś parę groszy, żeby sobie zbudował jeszcze 1,5 km obwodnicy.

[b]Jeśli tworzymy np. wokół Warszawy obszar metropolitalny, to np. Radom jest już w gorszej sytuacji, bo nie należy do tego obszaru. Czyli dysproporcje jednak powstają?[/b]

Niedawno bodaj Zielona Góra skarżyła się, że po wprowadzeniu obszarów metropolitalnych będzie miała gorzej niż Poznań. Ale Zielona Góra gorzej rozwija się od Poznania od setek lat. Są miasta, które z różnych względów rozwijają się lepiej i gorzej. Czy z tego ma wynikać, że trzeba zatrzymać rozwój wielkich miast, aby poczekały na te mniejsze? To jest kretyńskie podejście. Wielkie miasta to naprawdę lokomotywy rozwoju i możemy je rozpędzić doczepiając nieraz i 50 gmin – mniejszych wagoników. Albo możemy zatrzymać cały pociąg mówiąc, że jeżeli Radom czy Zielona Góra nie są w stanie się doczepić, to lepiej, żeby i aglomeracja warszawska czy poznańska nie miały lepszych warunków zarządzania. Na taką filozofię się nie zgadzam, rolą rządu i ustawodawcy jest usprawniać system, każdy jego kawałek, stwarzając lepsze warunki rozwoju. Ale na rozwój trzeba zarobić samemu ciężką pracą.

[b]Z tego wynika, że samorządy są skazane na konkurowanie?[/b]

Oczywiście. Tak jak istnieje konkurencja między przedsiębiorstwami czy produktami, tak istnieje konkurencja międzyregionalna oraz między miastami. I jeśli ustawa wejdzie w życie, a mam taką nadzieję, i na przykład Warszawa nie wykorzysta szansy, to mimo tego, że jest stolicą inwestorzy przeniosą się do lepszych miejsc. Ustawa zwiększa zdolność do rozwoju i atrakcyjność miast oraz obszarów metropolitalnych, nie odbierając niczego mniejszym.

[b]Ile powstanie obszarów metropolitalnych?[/b]

Nie wiem. Dwa są konieczne. Czyli stołeczny i śląski. Rada Ministrów ma uprawnienie w ustawie, żeby je tworzyć, ale samorządy przecież muszą chcieć. Jeśli się nie wykażą, to nikt nie będzie ich uszczęśliwiać na siłę.

[b]Część miast nie jest zadowolona z tego projektu.[/b]

Nie jest tak, że elity samorządowe są po prostu niezadowolone z projektu, to coś znacznie głębszego. Coś się stało w samorządzie. Przez tych kilkanaście lat funkcjonuje on w dwóch przeciwnych nurtach. Z jednej strony niewątpliwe sukcesy, z drugiej – ciągłe niedocenienie i dostawanie od rządu po łbie. W samorządzie jest poczucie, że od wielu lat władza państwowa nie interesuje się samorządem, a jak tylko może, to nie pomaga.Premier Tusk zapowiedział dokończenie reformy samorządowej, a samorząd odpowiedział: doskonale, ale poczekamy, zobaczymy... Pod względem emocjonalnym polski samorząd jest bardzo negatywnie doświadczony w stosunkach z rządem, a czas po 2001 r. był tu niezbyt obiecujący, delikatnie mówiąc.

[b]Zgaszono ducha?[/b]

Dokładnie. I teraz się przyglądają.

[b]Kiedy ustawa może wejść w życie?[/b]

Trudno powiedzieć. Wokół niej zrobiło się dużo niepotrzebnego zamieszania. Z jednej strony patrzę na to z politowaniem. Tyle głupot naraz, ile zostało wypowiedziane, to już dawno nie słyszałem. Ale wsłuchuję się też w różne tony tej dyskusji i dochodzę do wniosku, że być może potrzebne jest nieco inne podejście. Ustawa była pomyślana dla obszarów, w których mieszka co najmniej pół miliona ludzi. A takich obszarów w Polsce nie ma wielu. Metropolie to są tylko te miasta, które nazwaliśmy przed chwilą lokomotywami rozwoju, a nie każde miasto wojewódzkie czy powiatowe jest taką lokomotywą, choćby było duże. Nie można na wagoniku napisać „lokomotywa”, bo i tak sam nie pojedzie. Nic się więc nie uzyska, – dopisując do ustawy kolejne miasta.Chciałbym jednak otworzyć tę regulację na problemy współdziałania miast średniej wielkości z ich otoczeniem, umożliwić im lepszą współpracę. Warunki prawne do takiej współpracy są i dzisiaj, ale być może instrumenty te są zbyt stare, zużyte i trzeba je odświeżyć. Z drugiej strony wydaje się też niezbędne wzmocnienie instrumentów administracyjnych i prawnych działających na rzecz rozwoju obszarów wiejskich – to ważne wyzwanie, zupełnie niezależnie od takiego czy innego kształtu ustawy metropolitalnej. To jednak odrębna kwestia, nie do tej ustawy.

[b]A kiedy zmieniony projekt może powstać?[/b]

O ewentualnych zmianach będzie decydował pan premier Schetyna. To będzie decyzja polityczna. Myślę, że na poziomie projektowym tekst powstanie wkrótce.

[b]A pan będzie rekomendował takie zmiany?[/b]

Tak, ale równocześnie nie wiadomo, jaką te zmiany przybiorą ostatecznie formę legislacyjną. Czy będzie to jedna ustawa, czy może dwie lub nawet kilka.

[i]rozmawiała Katarzyna Ostrowska[/i]

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację