Na szczęście banki działające w Polsce nie muszą się martwić, że znaczna część ich klientów nie jest w stanie co miesiąc regulować swoich zobowiązań. Wzrost płac, boom w gospodarce poprawił wyraźnie finansowe możliwości klientów. Działające u nas instytucje pewnie zapomniały już, że kilka lat temu 10 – 20 proc. pożyczek nie było spłacanych w terminie.
Ale przecież nic nie trwa wiecznie, za oceanem też nie dopuszczano myśli, że ceny nieruchomości zaczną szybko spadać, a koniunktura nagle się pogorszy. Nad Wisłą bankowe prosperity trwa. Ale obok gratulacji za obecne wyniki większości instytucji warto przypomnieć, by banki, kierując się oczywiście maksymalizacją zysków nie narażały siebie i klientów na nadmierne ryzyko. By oferowały takie instrumenty finansowe, które są oparte na klarownych regułach i nie staną się bezwartościowymi papierami.
Klient ma mniejszą zdolność przewidywania kłopotów i może porywać się np. na kredyt, na który go nie stać. Chciałbym, żeby bankowcy byli naszymi partnerami i potrafili powiedzieć w odpowiednim momencie: stop. Banki muszą być jak bank centralny, który według jednego z byłych szefów Fedu powinien "wynieść wazę z ponczem, choć przyjęcie jeszcze trwa". W swoim i naszym interesie.
Skomentuj na blog.rp.pl