Ale taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie. Gospodarka zwalnia, powoli wracają emigranci z rynku brytyjskiego i irlandzkiego. Co zrobić, by nie powtórzyła się sytuacja z końca XX wieku, kiedy po spadku bezrobocia do 10 proc. wzrosło ono do 20 proc.?
Konieczne są reformy: systemu ubezpieczeń społecznych, prawa pracy, wydłużenie czasu aktywności zawodowej, zmiana funkcjonowania urzędów pracy. I na końcu – uelastycznienie czasu pracy. Urzędy pracy muszą przestać być pośredniakami. Powinny być nowocześnie zarządzanymi miejscami, w których nie są wypłacane zasiłki, ale w których można znaleźć wiedzę, przeszkolić się i w końcu znaleźć pracę.
Musimy promować nowe pomysły na rekrutację pracowników. Tak jak jeden z banków, który wprowadził w swoich call center program „Przyprowadź babcię, damy jej pracę”. Dzięki takim inicjatywom odczarowujemy mit, że ludzie po 50. roku życia powinni tylko wychowywać wnuki i chodzić na spacery.
Dla osiągnięcia długofalowej konkurencyjności Polski musimy obniżyć pozapłacowe koszty pracy. Niedawno doświadczyłem tego na własnej skórze. Zatrudniłem menedżera pracującego dotąd w Bułgarii. Zdziwiłem się, że koszty zatrudnienia w Polsce będą o 30 proc. wyższe niż w Bułgarii. A przecież Bułgaria też jest krajem na dorobku…
Ważna jest też większa elastyczność czasu pracy. Wielu czytelników odbierze to jako propozycję krwiożerczego kapitalisty”. Ale uelastycznienie pracy działa w obie strony. To dzięki elastycznemu czasowi pracy możemy pracować w domu, wcześniej odbierać dziecko z przedszkola czy później przychodzić do pracy. Ale musimy to uregulować, bo mamy już XXI wiek.