61-letni Jackson, obejmując posadę prezesa dużej firmy w branży DIY – czyli artykułów budowlanych i mebli – nie znał jej za dobrze. Skończył ekonomię na Uniwersytecie w Leeds i zaraz potem zaczął pracę w motoryzacji. Potem kilkanaście lat przepracował głównie w firmach spożywczych.
W Kingfisher pracuje od początku 2006 r. Jego nominacja na stanowisko prezesa została jednak ogłoszona już pod koniec 2005 r. Poprzedni zarządzający, sir Francis Mackay i Gerry Murphy, znaleźli się na celowniku z powodu zbyt wolno przeprowadzanej restrukturyzacji, na którą naciskali akcjonariusze.
Doświadczenie w zarządzaniu dużymi firmami miał: przez sześć lat kierował Associated British Foods – grupą zajmującą się handlem i produkcją żywności, zatrudniającą 85 tys. pracowników w 43 krajach. Był również dyrektorem w Smiths Group – międzynarodowej grupie firm inżynieryjnych – oraz szefem kadr w Rolls-Roysie.
– Jestem dumny z dorobku poprzedników, chcę rozpocząć nową fazę rozwoju firmy – mówił po przyjęciu nominacji. Była ona pewnym zaskoczeniem – Jackson w branży nie był zbyt znany, zresztą nie lubi mówić o sobie ani tym bardziej o życiu prywatnym. Jedyny temat, jaki poza pracą potrafi pochłonąć go bez reszty, to piłka nożna. Sheffield United jest jego ukochanym klubem. – Gdy grają, nic innego się nie liczy. Jest ich prawdziwym fanem, nawet gdy gra nie idzie zbyt dobrze – mówi jeden ze znajomych. Jest żonaty, ma trójkę dzieci, a rozczarowania grą ciągle ulubionego klubu – ostatnio, nie ma co ukrywać, nie najlepszą – odreagowuje, grając w golfa i pracując w przydomowym ogrodzie.
Jest to jednak hobby czasochłonne, a pracy w firmie nie brakuje. Jackson objął posadę w nie najlepszym momencie. Gdy w 2007 r. tłumaczył się ze słabych wyników kwartalnych, lojalnie zapowiadał, że kolejne raporty – zwłaszcza jeśli chodzi o sprzedaż na najważniejszym, brytyjskim rynku – też mogą nie być dobre. – W innych krajach jest lepiej, zwłaszcza w Polsce i Francji – mówił.