[b]Rz: Jakie są pana prognozy dla rynku lotniczego na przyszły rok, który ma być dla globalnej gospodarki jeszcze trudniejszy?[/b]
[b]Glenn Tilton:[/b] Kryzys finansowy wymusił na wszystkich branżach cięcia. I nie ma co z nimi czekać, bo będzie tylko gorzej. Dopiero teraz powoli możemy zacząć oceniać popyt na podróże lotnicze w 2009 r. Zdecydowanie mniej będzie podróży w wyższych, bardziej dochodowych dla nas klasach. I nie jest to fenomen amerykański, ale mówią o tym wszyscy; właśnie rozmawiałem na ten temat z prezesem British Airways. United Airlines są jeszcze w tej dobrej sytuacji, że nasza baza jest w Chicago, skąd operują firmy mające znaczną część dochodów z zagranicy – McDonald’s, Boeing, Johnson & Johnson, koncerny farmaceutyczne. A poza USA sytuacja nie jest tak zła, jak na naszym rynku wewnętrznym. Ale i w najbogatszych korporacjach patrzy się na koszty i bardzo skrupulatnie analizuje się, co z takich drogich podróży wynika. Sami drobiazgowo analizujemy przewozy cargo i na tej podstawie dostosujemy swoje moce.
[b]Czy oczekuje pan bankructwa jakiegoś światowego przewoźnika?[/b]
Zdecydowanie nie. Linie lotnicze bardzo uważnie dostosowują swoje moce do popytu, skrupulatnie obserwują wyniki finansowe, zadłużenie, wierzytelności. Bezwzględnie negocjują warunki kredytowania – naturalnie, jeśli uda im się wziąć kredyt.
[b]Co oznacza dla branży lotniczej silniejszy dolar?[/b]