Chodzi o istotną rewizję w dół naszych prognoz tempa wzrostu PKB w USA i strefie euro (w obu tych gospodarkach spodziewamy się w 2009 r. recesji) i rosnące prawdopodobieństwo przekształcenia się kryzysu płynnościowego w kryzys kredytowy, zwłaszcza na rynkach wschodzących

Krytyka rewizji prognoz dokonanych ostatnio przez ekonomistów bankowych skłania mnie do kilku zdań wyjaśnienia. Po pierwsze trudno oceniać komentatorom narzędzia stosowane przez nas w procesie prognostycznym, bo ich nie znają. Po drugie w banku, w którym pracuję, przygotowujemy prognozy dla gospodarki światowej i poszczególnych krajów raz na kwartał. Zazwyczaj, tzn. w spokojniejszych czasach, te prognozy nie różnią się znacznie od poprzednich, a modyfikacje wynikają z informacji docierających do nas w ciągu danego kwartału. Po trzecie, jeśli te nowe informacje sugerują istotne zmiany w otoczeniu ekonomicznym lub/i na rynkach finansowych, wtedy rewidujemy prognozy między kwartałami. Zdarza się to bardzo rzadko. Tak jak teraz.

Coraz częstsze porównania obecnej sytuacji gospodarki globalnej z tą z czasów wielkiej depresji lat 30. przez przedstawicieli najważniejszych banków centralnych oraz zaostrzanie warunków udzielania kredytów (również na naszym rynku) mogą być potwierdzeniem, że perspektywy ekonomiczne są gorsze niż miesiąc czy dwa temu. Dodatkowo osłabienie popytu u naszych partnerów handlowych nie może być obojętne czy nawet pozytywne dla naszego eksportu, zaś cykl koniunkturalny Polski jest tożsamy z tym w strefie euro.

Polska nie jest wyspą odciętą od innych gospodarek i rynków finansowych. Jeśli w okresie globalnej koniunktury i łatwego finansowania nasz wzrost był szybszy, to teraz, kiedy warunki zewnętrzne znacznie się pogorszyły, tempo wzrostu w Polsce też znacząco spadnie. Założenia polskiej polityki gospodarczej wskazują na dodatni impuls fiskalny w 2009 r. Będzie to jednak czynnik jedynie ograniczający skutki spadku popytu zewnętrznego i słabszej ekspansji kredytowej. Gdyby tego impulsu nie było, wzrost gospodarczy w 2009 r. byłby jeszcze niższy.

Przyznaję, że zmian w prognozach dokonuje się czasami (choć rzadko) rzeczywiście szybko. Chodzi jednak o to, by możliwie szybko informować naszych klientów o istotnych zmianach w otoczeniu, w którym funkcjonują.