I to nie przez to, co się dzieje w realnej gospodarce, ale przez rozdwojenie jaźni, jakiego można się nabawić, słuchając codziennych wypowiedzi o kryzysie. Ledwie niedawno Narodowy Bank Centralny oznajmił, że w przyszłym roku gospodarka będzie się rozwijać w tempie 1,7 – 3,5 proc. To najczarniejsza z dotychczasowych czarnych prognoz. Tymczasem w tym samym czasie Ministerstwo Gospodarki uznało, że jednak nie będzie tak źle i PKB w przyszłym roku wzrośnie o 4,8 proc – jak zakłada budżet. Niejako w sukurs resortowi przyszedł następnego dnia Bank Światowy i ogłosił, że polską gospodarkę stać na 4-procentowe przyspieszenie. Zaznaczył jednak, że to, co nas wzmacnia, to wejście do strefy euro 1 stycznia 2012. Tyle że nie wiadomo, jak to z tym przyjęciem euro będzie, bo prezydent po kilku chwilach przychylności dla euro, w czwartek powrócił do dawnej retoryki, mówiąc – własna waluta jest niezbędnym elementem suwerenności kraju.
Przykłady napływających w tym samym czasie sprzecznych informacji, które mogą wprawić albo w dosyć dobre samopoczucie, albo w skrajny pesymizm, można by mnożyć jeszcze długo. Jak przetrwać w tej kakofonii? Najlepiej chyba byłoby... zamknąć na nie uszy. Trzeba się pogodzić z myślą, że w przyszłym roku będzie raczej gorzej niż w obecnym i robić wszystko, by skala pogorszenia dotknęła nas w jak najmniejszym stopniu.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/30/anna-cieslak-wroblewska-jak-odnalezc-sie-w-morzu-sprzecznych-informacji/]Skomentuj[/link][/ramka]