Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy” – kto pamięta jeszcze deklarację, która otwierała listę obietnic wyborczych Platformy Obywatelskiej? Dziś, gdy spowolnienie wzrostu jest oczywiste i spierać się można tylko o to, jak duże ono będzie, życzliwe władzy media prześcigają się w przypominaniu, że polityka rządu nie przekłada się bezpośrednio na Produkt Krajowy Brutto, a na koniunkturę gospodarczą wręcz nie ma żadnego wpływu.
To skądinąd prawda, ale było nią i przed wyborami, jeśli więc obecna władza nie chce być rozliczana z tego, na co nie miała wpływu, nie powinna była składać obietnic bez pokrycia.
[srodtytul]Wiele atutów, mało czynów[/srodtytul]
Co do wykorzystania wzrostu gospodarczego – tu chyba nikt nie może zaprzeczyć, że jest to coś, z czego rząd rozliczać należy. To rozliczenie nie wypada dla koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego dobrze. Gabinet premiera Donalda Tuska miał wszelkie atuty, żeby dokonać z dawna oczekiwanych reform – zwłaszcza uporządkowania finansów publicznych, ale też wprowadzenia zmian (skądinąd przez Platformę obiecanych) ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej i choćby tą metodą zwiększających konkurencyjność naszej gospodarki.
Było ogromne poparcie społeczne, był rok bez żadnych wyborów, był wysoki i stabilny wzrost, nikła inflacja, mocny złoty. Z tej szansy, chyba ostatniej w najbliższym czasie, nie skorzystano.