Nie popsuli, nie naprawili

Było ogromne poparcie społeczne, był rok bez żadnych wyborów, był wysoki i stabilny wzrost, nikła inflacja, mocny złoty. Z tej szansy, chyba ostatniej w najbliższym czasie, rząd nie skorzystał - pisze Rafał A. Ziemkiewicz

Publikacja: 31.12.2008 03:07

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy” – kto pamięta jeszcze deklarację, która otwierała listę obietnic wyborczych Platformy Obywatelskiej? Dziś, gdy spowolnienie wzrostu jest oczywiste i spierać się można tylko o to, jak duże ono będzie, życzliwe władzy media prześcigają się w przypominaniu, że polityka rządu nie przekłada się bezpośrednio na Produkt Krajowy Brutto, a na koniunkturę gospodarczą wręcz nie ma żadnego wpływu.

To skądinąd prawda, ale było nią i przed wyborami, jeśli więc obecna władza nie chce być rozliczana z tego, na co nie miała wpływu, nie powinna była składać obietnic bez pokrycia.

[srodtytul]Wiele atutów, mało czynów[/srodtytul]

Co do wykorzystania wzrostu gospodarczego – tu chyba nikt nie może zaprzeczyć, że jest to coś, z czego rząd rozliczać należy. To rozliczenie nie wypada dla koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego dobrze. Gabinet premiera Donalda Tuska miał wszelkie atuty, żeby dokonać z dawna oczekiwanych reform – zwłaszcza uporządkowania finansów publicznych, ale też wprowadzenia zmian (skądinąd przez Platformę obiecanych) ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej i choćby tą metodą zwiększających konkurencyjność naszej gospodarki.

Było ogromne poparcie społeczne, był rok bez żadnych wyborów, był wysoki i stabilny wzrost, nikła inflacja, mocny złoty. Z tej szansy, chyba ostatniej w najbliższym czasie, nie skorzystano.

Poza ustawą o emeryturach pomostowych (którą po prostu trzeba było przyjąć do końca 2008 roku z przyczyny obiektywnych) wszystkie inne działania rządu były albo nieskuteczne, albo od samego początku pozorowane. Symbolem może być likwidacja zezwoleń budowlanych, którą premier Donald Tusk umieścił na rocznicowej liście osiągnięć swego rządu na pierwszym miejscu (trochę niezgodnie z prawdą, bo była ona efektem prac komisji parlamentarnej). Zezwolenia, owszem, zlikwidowano, ale procedura, którą je zastąpiono, okazuje się jeszcze bardziej skomplikowana i jeszcze bardziej korupcjogenna od dotychczasowej.Również euforia po zaskakującej – nawet dla członków rządu – zapowiedzi wejścia do strefy euro w roku 2012 okazała się krótkotrwała. Wobec światowego kryzysu finansowego perspektywa tak szybkiego spełnienia warunków przyjęcia wspólnej waluty jest zupełnie nierealna; przestała zresztą być atrakcyjna. Poważne osłabienie polskiego pieniądza usilnie przedstawia się jako efekt wyłącznie spekulacji na światowych rynkach, sugerując, że perspektywa wspólnej waluty spekulację ową ukróci i załatwi problem.

[srodtytul]Widmo kryzysu nad Polską[/srodtytul]

W istocie jednak kryzys światowy dowiódł, że polską gospodarkę wciąż więcej dzieli, niż łączy (na nasze szczęście zresztą) z europejską, a prawie 70 groszy różnicy między kursami sprzed sześciu miesięcy i obecnym jest tego dowodem. Gdybyśmy już teraz posługiwali się euro, te same czynniki, które przełożyły się na osłabienie złotego i zostały przez nie zamortyzowane, prawdopodobnie kompletnie zdemolowałyby nam gospodarkę.

Osobną sprawą jest reakcja władzy na kryzys. Z jednej strony podjęte przez rząd i nadzór bankowy działania zapobiegawcze pozwoliły złagodzić skutki zachodnich wstrząsów – jakkolwiek nie do końca zdołały uniemożliwić niekorzystne dla nas ratowanie się przez międzynarodowe banki matki pieniędzmi ich polskich oddziałów. Z drugiej strony nie przysporzyła rządowi powagi uporczywa propaganda w duchu „nie przyznawajmy publicznie, że jest jakiś kryzys, to go nie będzie”.

Chociaż istnieniu kryzysu intensywnie zaprzeczano, już listopad przyniósł znaczny spadek produkcji. Wzrost bezrobocia i obniżenie poziomu życia w roku 2009 są więc nie do uniknięcia. Zapewne jakaś część tych, którzy uwierzyli propagandzie i nie powstrzymali się od świątecznych kredytów ponad miarę rozsądku, spotęgowała w ten sposób swoje problemy.Światowy kryzys zadał śmiertelny cios strategii odkładania poważnych reform na czas po wyborach prezydenckich, aby zwiększyć w nich szansę lidera PO. Teraz przyjdzie się zmierzyć ze skutkami wieloletnich zaniechań (także poprzednich rządów) w trudnej sytuacji gospodarczej, przy zajadłym oporze opozycji i prawdopodobnym wzroście społecznego niezadowolenia.

Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy” – kto pamięta jeszcze deklarację, która otwierała listę obietnic wyborczych Platformy Obywatelskiej? Dziś, gdy spowolnienie wzrostu jest oczywiste i spierać się można tylko o to, jak duże ono będzie, życzliwe władzy media prześcigają się w przypominaniu, że polityka rządu nie przekłada się bezpośrednio na Produkt Krajowy Brutto, a na koniunkturę gospodarczą wręcz nie ma żadnego wpływu.

To skądinąd prawda, ale było nią i przed wyborami, jeśli więc obecna władza nie chce być rozliczana z tego, na co nie miała wpływu, nie powinna była składać obietnic bez pokrycia.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację