Tajników prowadzenia firmy nie nauczył się na studiach. Z wykształcenia 42-letni prezes Ambry jest filozofem. Studiował ją na Uniwersytecie w Heidelbergu. – Z wiedzy i umiejętności tam zdobytych korzysta na co dzień. Jego zmysł analityczny widać bez względu na to, czy czyta raport finansowy czy dyskutuje na temat kolejnej kampanii promocyjnej – mówi „Rz” jedna z osób z jego otoczenia.
Z Ambrą związany jest niemal od początku jej istnienia. Pierwszy raz pojawił się w niej w 1994 roku wraz z inwestorem strategicznym Sektkellerei Schloss Wachenheim. W niemieckim koncernie odpowiadał wówczas za rynki w Europie Środkowo-Wschodniej, m.in. Czechy, Słowację i Rumunię – kraje, w których od kilku lat swoją pozycję buduje także Ambra.
Do polskiej spółki trafił w 2003 r. na stanowisko wiceprezesa. Odpowiadał za rozwój grupy Ambra, zakupy oraz produkcję. Dwa lata później wprowadzał ją na warszawską giełdę.
Dokładnie rok temu zastąpił na stanowisku prezesa Ambry Claudiusa Hilla. Jego główny cel to przeprowadzenie restrukturyzacji, dzięki której spadną koszty i poprawią się wyniki Ambry. Jesienią ubiegłego roku zapowiedział w rozmowie z „Rz”, że liczy na to, iż rok 2008/2009 Ambra zakończy zyskiem netto. Natomiast wynik operacyjny spółki nie powinien być gorszy niż dwa lata temu. Analitycy uważają, że założenia szefa Ambry są realne, mimo że pierwsza połowa roku nie była szczególnie udana.
Współpracownicy przyznają, że Robert Ogór nie jest typem pracoholika. – Potrafi oddzielić sprawy prywatne od zawodowych – mówi jeden z nich. Jednak gdy zajmuje się pracą, jest na niej skoncentrowany w 100 proc.