Dotychczas Morawski tylko przewodniczył radzie nadzorczej spółki Sfinks zarządzającej tą największą siecią polskich restauracji. Nie ma biznesowych autorytetów. – Najbardziej szanuję tych, którzy sami coś wymyślili i zbudowali bez pomocy układów – mówił w niedawnej rozmowie z „Rz”.

Jest bardziej typem wizjonera z talentem do tworzenia własnych marek (oprócz Sphinksa jest on też pomysłodawcą sieci Wook). – Jest świetny w budowaniu czegoś od początku. Potrafi nadać temu tempo – wspomina Jacek Woźniak, partner Enterprise Investors. Dla funduszu restauracyjna przygoda była jedną z najbardziej opłacalnych inwestycji. W ciągu czterech lat na każdym zainwestowanym w Sfinksa dolarze zarobił 7,5-krotnie. – Morawski czasami może być źle odbierany, bo nie lubi tracić czasu na jałowe dyskusje – usprawiedliwia go jeden z byłych członków zarządu łódzkiej spółki. – To bardziej niecierpliwość niż zarzucana mu niekiedy arogancja – tłumaczy.

Nowy prezes Sfinksa przed ponad ćwierćwieczem skończył Politechnikę Warszawską z dyplomem Wydziału Inżynierii Lądowej. Po studiach założył w Łodzi własną firmę budowlaną zajmującą się wykańczaniem wnętrz. Jednocześnie, wspólnie z Witoldem Bieńkiem, prowadził zarejestrowaną w Holandii firmę Interabra Trading. Zajmowała się między innymi handlem pieczarkami. W 1995 roku na Piotrkowskiej w Łodzi otworzył pierwszego Sphinksa. Pomysł miał się zrodzić któregoś wieczoru w holenderskim hotelu. Pieniądze pochodziły z poprzednich inwestycji, gdyż Morawski wycofał się z Interabry jeszcze w latach 80. Po sukcesie pierwszego lokalu szybko otwarty został drugi, również w Łodzi. Kolejny powstał w Poznaniu. Dziś sieć ma 112 restauracji w prestiżowych lokalizacjach. Choć powoli zaczyna je tracić.

Kiedy stworzona przez Tomasza Morawskiego spółka debiutowała na giełdzie, jego pakiet akcji wart był prawie 110 mln złotych. Dziś, po sprzedaży części akcji i konflikcie z AmRestem (operatorem m.in. KFC, Pizza Hut), pakiet Morawskiego w Sfinksie skurczył się do niewiele ponad 21 mln złotych. Konkurent najpierw kupił 33 proc. akcji Sfinksa, wprowadził swoich reprezentantów do zarządu spółki i... wstrzymał transakcje. Łódzka firma powoli zaczęła też tracić płynność. Trzy banki wypowiedziały jej umowy kredytowe na ok. 86 mln zł. Do sądu trafił wniosek o upadłość. AmRest argumentował, że jest zaskoczony fatalną kondycją przejmowanej firmy. W ostatnią niedzielę nastąpił przełom w konflikcie. AmRest zdecydował się oddać Morawskiemu władzę w spółce zarządzającej siecią Sphinx i sprzedać swój pakiet akcji. Transakcja jest jednak warunkowa i ma być zamknięta 27 marca.