Wszyscy widzą też pompowanie kolejnych miliardów dolarów w amerykańską gospodarkę – wielu przestało je już nawet liczyć. Na razie Amerykanie mogą sobie na to pozwolić, bo globalni inwestorzy, a zwłaszcza Chińczycy, w trudnych czasach wolą mieć w portfelu właśnie obligacje amerykańskie, a nie choćby papiery krajów z rynków wschodzących. Te miliardy zapewne pozwolą USA na szybsze wyjście z gospodarczej zapaści, choć pewnie pojawi się inne ryzyko, w postaci np. wzrostu inflacji.
Jeśli sytuacja w Stanach zacznie się poprawiać, to skorzysta na tym szybko gospodarka niemiecka, czyli największy światowy eksporter. A właśnie to, co się dzieje za naszą zachodnią granicą, jest szczególnie ważne dla polskich firm. One już czują spadek zamówień i zmieniają strategie. Jeśli przejdą przez tę kolejną próbę restrukturyzacji, tak jak przy poprzednich gospodarczych dołkach, staną się tylko silniejsze, co wzmocni ich pozycję przetargową, gdy zacznie się ożywienie.
Światowy kryzys pokazuje więc w pełni, na ile zależne od siebie są poszczególne gospodarki i jakie skutki niesie w tym przypadku globalizacja. Nie bez powodu odpowiedź na to, co następnego dnia wydarzy się na giełdzie w Warszawie, brzmi: "To zależy od tego, jak zakończą się notowania na Wall Street". I to co najmniej przez kilka najbliższych miesięcy.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/26/pawel-czurylo-amerykanin-moze-wiecej-dopoki-chinczyk-kupuje-obligacje/]Skomentuj[/link][/ramka]