Nie boimy się Chińczyków

- Chińczycy są coraz mocniejsi na mniej wymagających motoryzacyjnych rynkach, np. na Bliskim Wschodzie, w Rosji, na Ukrainie - mówi Martin Posth, były członek zarządu VW

Publikacja: 30.03.2009 03:16

Martin Posth, były członek zarządu VW

Martin Posth, były członek zarządu VW

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Czy chińscy producenci samochodów wejdą do Europy?[/b]

[b]Martin Posth:[/b] Pytanie brzmi nie czy, ale kiedy przyjdą. Obecnie brakuje im jeszcze technologii i wiedzy. Landwind i Brillance próbowały sprzedawać samochody w Europie, ale złe wyniki testów zderzeniowych, słaba jakość i silniki spełniające stare normy Euro 3 (jesienią wejdzie Euro 5 – red.) spowodowały, że się wycofali. Są za to coraz mocniejsi na mniej wymagających rynkach, na przykład na Bliskim Wschodzie, w Rosji, na Ukrainie.

[b]Technologię można kupić, a kryzys to zapewne ułatwi.[/b]

Kryzys nie przyspieszy transferu technologii do Chin. Auto składa się z 5 – 6 tys. części, z czego ponad dwie trzecie pochodzą od poddostawców. Najważniejsi z działających w Chinach to dostawcy zachodni, którzy zbudowali swoje fabryki i pilnują, aby kluczowe technologie nie dostały się w chińskie ręce.

W Państwie Środka nie ma na przykład producenta silników. Każda z tamtejszych firm wzoruje się na konstrukcjach Mitsubishi, które są już stare. Jeden z największych chińskich producentów, Chery, nie jest w stanie zrobić własnej platformy i jest zmuszony prosić o pomoc europejskie firmy. To kosztuje. Jednak to wszystko się zmieni. Pytanie tylko kiedy i jak bardzo.

[b]Ford chce za Volvo 1,5 – 2 mld euro. Czy chińskich producentów stać na taki zakup?[/b]

W Chinach działa ponad 140 producentów aut i tylko pięciu buduje ich ponad 100 tys. rocznie. Mimo rządowych zachęt do koncentracji rosnący rynek doprowadził do tworzenia nowych firm o małej skali produkcji, które nie mają pieniędzy nie tylko na zakupy innych marek, ale i podniesienie jakości swoich aut. Firmy należące do państwa mają wszelkie poparcie, jakiego potrzebują, i jeżeli Pekin dojdzie do wniosku, że należy firmę wesprzeć, to na zakup znajdą się pieniądze.

[b]Niemiecki przemysł nie obawia się zatem chińskich producentów samochodów w Europie?[/b]

Dwadzieścia lat temu japońscy producenci zagrozili naszemu przemysłowi. Obudziliśmy się i zaczęliśmy działać. Japończycy przysyłają tanie auta dla Niemców, my wysyłamy do nich drogie limuzyny, więc jest równowaga – w globalnej gospodarce każdy się specjalizuje.

[b]W ubiegłym roku Volkswagen sprzedał w Chinach milion samochodów, więc dlaczego Chińczycy nie mieliby przyjść do Europy? [/b]

Zapraszamy, nawet jeżeli zajmą 10 proc. naszego rynku. Nie będą zagrożeniem dla nas, tylko dla koncernów z Korei i Japonii. Inwestując w fabryki w Europie, przyniosą pieniądze i pracę. A tego potrzebujemy.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku