Robert Zoellick 1 lipca 2007 roku oficjalnie zastąpił na fotelu szefa BŚ Paula Wolfowitza. Ten ostatni został zmuszony do ustąpienia przed upływem pięcioletniej kadencji z powodu zarzutów o nepotyzm. Podczas dwuletniego kierowania tą instytucją Wolfowitz uwikłał się w aferę związaną z przyznaniem wysokiej podwyżki i awansu swej partnerce zatrudnionej w Banku.
Zoellick nie miał za sobą żadnej afery, która kładłaby się cieniem na jego osobie. Ale nie była to jego jedyna zaleta. Wielokrotnie podczas wydawałoby się beznadziejnych sytuacji on jeden potrafił ze stoickim spokojem tłumaczyć, że każdy problem można rozwiązać. Tak było np. w meksykańskim kurorcie Cancun podczas negocjacji Światowej Organizacji Handlu na temat obniżania ceł w globalnym handlu.
Zoellick ma 56 lat i spore doświadczenie w negocjacjach z rządami i międzynarodowymi instytucjami. Pracował w administracjach prezydentów Ronalda Reagana, George’a Busha, i George’a W. Busha. Jako pełnomocnik rządu USA ds. handlu zagranicznego bronił m.in. ochrony patentowej koncernów farmaceutycznych, występując przeciwko dopuszczaniu leków generycznych. Zaś jako zastępca sekretarza stanu Condoleezzy Rice wynegocjował m.in. porozumienie między walczącymi frakcjami w Sudanie, a także układ z Chinami, który pozwolił im na wejście do Światowej Organizacji Handlu.
Zanim stanął na czele Banku Światowego, pracował w banku Goldman Sachs. Mimo to ostatnio chętnie i często podkreśla, że globalne instytucje finansowe wymagają bardzo gruntownej reformy. Jego zdaniem w obliczu światowego kryzysu trzeba też działać na jednym froncie.
Nie okazuje emocji, nie podnosi głosu, w chłodny i rzeczowy sposób przedstawia swoje racje i egzekwuje zobowiązania. Jeśli gdzieś fatyguje się osobiście, to znak, że sprawa jest dla niego bardzo ważna. Wówczas nie pozwala ingerować w rozmowy swoim współpracownikom.