Głównym powodem jest bessa na giełdzie. W portfelach OFE akcje zajmują bowiem bardzo istotne miejsce. WIG20 stracił od szczytu w lipcu 2007 r. ponad 60 proc. Przy tym średni spadek wartości jednostek funduszy na poziomie 2,5 proc. to i tak nie najgorszy rezultat. Obecne dane nie zmieniają też faktu, że reforma systemu emerytalnego była konieczna. Sam budżet nie udźwignąłby ciężaru wypłat emerytur. Zresztą zdecydowana większość osób dziś pracujących będzie korzystać z tych świadczeń, kiedy ten kryzys i jego skutki będą już tylko mrocznym wspomnieniem.
Informacje z OFE to najnowsze z cyklu nienotowanych dotąd „osiągnięć” serwowanych przez globalne wyhamowanie gospodarek. Były już rekordowe ceny ropy, potem gwałtowne ich spadki, tąpnięcia indeksów w USA, a ostatnio niepamiętane od dziesiątek lat dwutygodniowe zwyżki. Z pewnością pojawi się jeszcze niejeden spektakularny rekord. Obowiązkiem dziennikarskim jest odnotowywanie tych faktów.
Ale trzeba też pamiętać o właściwych proporcjach. Tak jak w przypadku choćby kredytów hipotecznych. W gorącej dyskusji zapomina się często, że to instrumenty mające kilkudziesięcioletnią perspektywę. Skoki rat – determinowane czy to przez spread, czy wahania złotego – są więc wpisane w decyzję o skorzystaniu z kredytu. I – czy tego chcemy czy nie – powtórzą się zapewne jeszcze wiele razy.