Obolałe, okrojone i boleśnie doświadczone przez banki oraz problemy z kooperantami firmy będą powoli odzyskiwać wigor – i cieszyć się z samego faktu, że wciąż istnieją.I dobrze, niech się chwilę pocieszą, bo następnego dnia będą musiały zabrać się do jeszcze cięższej roboty. I wcale nie jest pewne, że sobie z nią poradzą.

Skąd te obawy? Z niepokojących wyników analiz metod, jakich używają polskie firmy, by nie stracić gruntu pod nogami. Wynika z nich, że nasi menedżerowie chwytają się sposobów, które dają świetne efekty natychmiast, ale mogą okazać się fatalne za rok lub dwa. Zamiast usiąść i zastanowić się, jak utrzymać załogę, czyli zjeść ciastko i mieć ciastko, idą na łatwiznę, wręczając wypowiedzenia.

Efekt takiej polityki będzie bolesny. Gdy przyjdzie ożywienie, ci którzy zwalniali, będą zatrudniać, a więc tracić czas i pieniądze na rekrutację i szkolenia. Tymczasem konkurenci, zwłaszcza zagraniczni, zamiast myśleć o sprawach kadrowych, będą zdobywać rynek. W decydującym momencie zachowali bowiem więcej zimnej krwi i odrzucili rozwiązania dyktowane paniką.

W takiej sytuacji przyjdzie smutna refleksja – cóż z tego, że przetrwaliśmy kryzys. Nie sztuką jest go przetrwać. Sztuką jest utrzymać potencjał do rozwoju.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/07/krzysztof-szwalek-przetrwanie-kryzysu-to-dopiero-polowa-sukcesu/]Skomentuj[/link][/ramka]