W krajach uprzemysłowionych dokonała się olbrzymia redukcja zapasów. Wyhamowały spadki eksportu i produkcji przemysłowej w Niemczech, Chinach, Japonii. A ostatnio optymizm zaświtał na amerykańskim rynku mieszkaniowym.
Osiągnięcie dna w żadnym razie nie może być utożsamiane z końcem kryzysu. Czeka nas bowiem potem długi okres szorowania po dnie. A to nie jest za bardzo przyjemne. Osiągnięcie dna oznacza, że kolejne spadki nie są głębsze od poprzednich. Ale taki stan nie oznacza wzrostu, może trwać pewien czas i w porównaniu z poprzednim rokiem wciąż odczuwalne będzie znaczne pogorszenie sytuacji. W okresie szorowania po dnie będą się wciąż uwidaczniać skutki kryzysu.
W gospodarce jest tak, że niektóre wskaźniki reagują na zmiany z wyprzedzeniem, inne z opóźnieniem. Obecnie będziemy właśnie obserwować wskaźniki opóźnione, jak np. upadłości czy też rosnące bezrobocie, które będzie efektem problemów, z jakimi przedsiębiorstwa borykały się od kilku dobrych miesięcy. Na szczęście ta fala przychodzi w okresie letnim, kiedy prace sezonowe – w sposób na razie całkiem skuteczny – neutralizują negatywny efekt związany ze spowolnieniem gospodarczym. Na jesieni to się jednak zmieni. Czekają nas upadłości firm, a także znacznie gorsze ich wyniki. Ale z punktu widzenia dynamiki zjawisk osiągnięcie dna jest sygnałem optymistycznym, gdyż po nim powinno przyjść ożywienie, a wraz z nim poprawa perspektyw i wzrost apetytu inwestorów na ryzyko.
Co do apetytu na ryzyko, już dziś pojawiają się sygnały, że warunki się zmieniły. O ile jeszcze kwartał temu nie sposób było pożyczyć pieniędzy pod inwestycje, o tyle teraz są chętni do podejmowanie takiego ryzyka, choć w proporcjach znacznie mniejszych od tych przed upadkiem Lehman Brothers. Innym wskaźnikiem obrazującym swego rodzaju normalizację jest wzrost rentowności długoterminowych obligacji amerykańskich.
Świat nie boi się już deflacji, kredytowego załamania czy też wielkiej depresji. Dziś obawy dotyczą raczej tego, że wychodzenie z recesji będzie długie i powolne. A to oznacza, że to szorowanie po dnie jeszcze trochę potrwa. Nie sądzę więc, aby w tym roku w Polsce można było odczuć ożywienie, ale przynajmniej jest szansa na lepsze perspektywy w przyszłości.