Drugi i trzeci kwartał 2009 r. mogą się okazać okresem o najniższej dynamice konsumpcji w tym cyklu koniunkturalnym. Teza ta wyraźnie kontrastuje z prognozami większości ekonomistów. Dlaczego? Na przełomie roku poprzez analizy i artykuły sygnalizowałem ryzyko spadku dynamiki konsumpcji do poziomu poniżej 2 proc. r./r. Przyczynami znacznego spowolnienia popytu konsumpcyjnego miały być pogorszenie sytuacji na rynku pracy oraz antycykliczny wzrost stopy oszczędzania. Już w II kwartale dynamika spożycia indywidualnego spadła do 1,9 proc. r./r. W tym czasie ekonomiści zainicjowali prawdziwy festiwal obniżania prognoz popytu konsumpcyjnego.

Dzieje się tak pomimo obiecujących sygnałów stabilizacji sytuacji na rynku pracy (ubytki zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw nie przekraczają kilku tysięcy miesięcznie) oraz coraz silniejszego „momentum” pozostałych wskaźników makroekonomicznych. Wydaje się, że posługując się nieprecyzyjną miarą funduszu płac, część ekonomistów przeszacowuje efekt wzrostu bezrobocia na rozporządzalny dochód gospodarstw domowych. Na strumień dochodu składają się nie tylko płace (tu dynamika niezaprzeczalnie uległa obniżeniu), ale i transfery socjalne, zyski z lokat (znacząco wyższe dzięki wojnie depozytowej) czy zwrot z inwestycji na rynku kapitałowym. Biorąc pod uwagę historycznie opóźnioną względem cyklu koniunkturalnego czy poprawy wyników finansowych firm reakcję rynku pracy, w obecnej fazie cyklu (wczesne ożywienie), wzrost stopy bezrobocia o 1 pkt proc. nie przełoży się na obniżenie dynamiki konsumpcji w skali choćby zbliżonej. Mechanizm ten może skutkować tzw. pozytywnym sprzężeniem zwrotnym w kolejnych kwartałach, prowadząc do bardziej dynamicznego wzrostu gospodarczego.

Analizując proces formowania konsensusu prognoz, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ekonomiści po doświadczeniach z ubiegłego roku wykazują ewidentne negatywne obciążenie w formułowaniu swych scenariuszy.

Nie dowierzają nie tylko skuteczności polityki Fedu, ale i nie doszacowują krótkookresowego „momentum” gospodarki. Efekt ten widoczny jest choćby w tzw. indeksie zaskoczenia, mierzącym rozbieżności między realizacją prognoz i konsensusem. Po bardzo dużym spadku indeksu na przełomie roku od kwietnia notuje on coraz szybszy wzrost. Tak silne wsparcie ze strony bieżących danych może oznaczać, że po okresie większej zmienności, tak typowej dla września, rynki kapitałowe mają szansę na kontynuacje zwyżek.