Błędna konstrukcja planu Unii

Europejskie banki cały czas mogą zwiększać zaangażowanie w obligacje krajów zagrożonych kryzysem finansów publicznych

Publikacja: 20.05.2010 03:38

Krzysztof Wołowicz

Krzysztof Wołowicz

Foto: Fotorzepa, Andrzej Cynka And Andrzej Cynka

Red

Zastrzeżenia szefa Bundesbanku i członka rady zarządzającej EBC Axela Webera dotyczące ostatnich decyzji w sprawie planu pomocy krajom peryferyjnym strefy euro zdaje się podzielać coraz większe gremium ludzi związanych z rynkami finansowymi.

Wciąż jednak zbyt słabo wydaje się przebijać do powszechnej świadomości fakt, że pomoc ta musiała zostać zaakceptowana. Musiała nie tylko dlatego, że problemy Grecji groziły rozlaniem się kryzysu na pozostałe państwa strefy euro.

Gdy spojrzymy na dane Banku Rozrachunków Międzynarodowych pokazujące wielkość zaangażowania banków z najważniejszych gospodarek europejskich według stanu na koniec grudnia 2009 r. w poszczególnych krajach z grupy tzw. PIIGS (Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja i Hiszpania), to widoczna jest skala tych ekspozycji. Banki niemieckie zaangażowane były na kwotę ponad 700 mld dolarów, francuskie na prawie 900 mld dolarów, a brytyjskie na blisko 420 mld dolarów. Dla porównania banki niemieckie zaangażowane były na rynku polskim na kwotę nieco ponad 60 mld dolarów. Taki poziom zaangażowania rodzi pytanie, do kogo faktycznie program pomocy jest adresowany.

Według firmy ratingowej Standard & Poor’s, gdyby Grecja ogłosiła bankructwo, tzw. wskaźnik recovery rate informujący, na odzyskanie jakich środków mogą liczyć inwestorzy, wyniósłby od 30 do 50 proc. Tak więc w optymistycznym wariancie inwestorzy odzyskaliby jedynie połowę zainwestowanych środków. Można więc sobie wyobrazić, jak szerokie grono instytucji finansowych z najważniejszych państw strefy euro byłoby zagrożone i jakie skutki mogłoby to za sobą pociągnąć. Logiczna wydaje się w tym wypadku konstatacja, iż największe państwa Unii w dużej mierze pomagają krajom peryferyjnym w imię dobrze pojętego interesu własnego.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak trudno ganić kogoś za chęć ochrony własnych interesów, gdyby nie konstrukcja programu pomocy uchwalonego ostatecznie w nocy z niedzieli na poniedziałek 10 maja. Założenie, że Europejski Bank Centralny będzie kupował na rynku wtórnym obligacje krajów strefy euro, które borykają się z gwałtownym skokiem kosztów zadłużania na rynkach finansowych, stwarza duże prawdopodobieństwo, że europejskie banki dalej będą zwiększały swoje ekspozycje w papierach skarbowych tych krajów.

Nabywanie obligacji, których rentowność jest wyższa niż papierów niemieckich, przy jednoczesnej pewności, że ich wykup gwarantowany jest przez Europejski Bank Centralny, wydaje się całkiem niezłym interesem. Problem może się pojawić, gdy kraje te nie zdołają przeprowadzić skutecznego programu naprawy finansów publicznych. Wtedy wrócimy do punktu wyjścia, ale kłopot będzie już nieporównywalnie większy.

[i]Autor jest starszym analitykiem makroekonomicznym w Banku BPS.Tekst wyraża osobiste poglądy autora[/i]

Zastrzeżenia szefa Bundesbanku i członka rady zarządzającej EBC Axela Webera dotyczące ostatnich decyzji w sprawie planu pomocy krajom peryferyjnym strefy euro zdaje się podzielać coraz większe gremium ludzi związanych z rynkami finansowymi.

Wciąż jednak zbyt słabo wydaje się przebijać do powszechnej świadomości fakt, że pomoc ta musiała zostać zaakceptowana. Musiała nie tylko dlatego, że problemy Grecji groziły rozlaniem się kryzysu na pozostałe państwa strefy euro.

Pozostało 83% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację