Prezes i menedżer na gabinecie

Symbolem menedżerskiej kariery jest zaciszny gabinet na ostatnim piętrze firmowego biurowca. Ale część szefów wybiera biurko w otwartej sali, wśród pracowników

Publikacja: 15.10.2010 02:21

Józef Wojciechowski, założyciel i szef rady nadzorczej firmy deweloperskiej J.W. Construction

Józef Wojciechowski, założyciel i szef rady nadzorczej firmy deweloperskiej J.W. Construction

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Zwykłe pytanie o miejsce pracy szefa wywołuje zwykle konsternację rzeczników dużych polskich firm. – To taki typowy biurowy gabinet. Nic nadzwyczajnego – mówi większość z nich.

To samo powtarzają dziennikarze, oceniając, że gabinety szefów dużych publicznych spółek zwykle są bezosobowe. Często nie widać tam żadnych indywidualnych akcentów– tak jakby prezes był tam tylko przejściowo.

[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/19419,1,549502.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b][/wyimek]

Faktycznie, w wielu dużych firmach są to przechodnie gabinety. Szczególnie w spółkach z udziałem Skarbu Państwa, gdzie lokatorzy wymieniają się średnio co 1,5 roku. Niewielu decyduje się na zmianę aranżacji wnętrza, nawet jeśli nie najlepiej tam się czują. – To nie byłoby dobrze odebrane, gdyby nowy prezes zaczął urzędowanie od zmiany wystroju swego biura – ocenia szef PR jednego z czołowych banków.

Przekonał się o tym Andrzej Klesyk, który w 2008 r., wkrótce po tym, gdy zasiadł w fotelu prezesa PZU, rozpoczął duży remont gabinetu. Niedługo później rzecznik największego polskiego ubezpieczyciela tłumaczył się dziennikarzom, że o remoncie zdecydowały względy bezpieczeństwa i nałóg poprzedników – ściany i meble były przesiąknięte dymem papierosowym.

[srodtytul]Na samym szczycie[/srodtytul]

Jeśli nawet gabinety szefów są urządzone podobnymi meblami jak reszta biura, to ich pozycję w hierarchiii podkreśla lokalizacja – najczęściej na ostatnim, często wydzielonym od reszty piętrze, z osobną recepcją. Zbigniew Tomaszczyk, szef pracowni Decorum Architekci – który od lat projektuje wnętrza biurowców, w tym gabinety szefów – wyjaśnia, że zwykle wybiera się dla nich najważniejsze miejsce w budynku, tak by podkreślić rangę stanowiska.

A szczyt władzy najczęściej kojarzy się dosłownie ze szczytem biurowca. Widok na panoramę Gdańska z okien swego gabinetu połączonego z rozległym tarasem ma Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu. Z wysokości 24. piętra patrzy z kolei na Warszawę Andrzej Klesyk.

Na samej górze umieszczono też – po przeprowadzce do nowego biurowca – gabinet prezes Banku Pekao Alicji Kornasiewicz. Jest nieco mniejszy niż ogromny pokój szefa Pekao na drugim piętrze starej siedziby banku, ale za to dużo bardziej widny.

Rozległa panorama miasta to dobry początek rozmowy, zanim się przejdzie do biznesowych kwestii. Tym bardziej że w gabinetach szefów dużych publicznych spółek z rzadka jest coś, co przyciąga uwagę.

Do wyjątków należy gabinet Zbigniewa Jagiełły, prezesa PKO BP– z repliką głowy rekina (symbol rekina finansjery) i rycerska zbroja –prezent od pracowników jego poprzedniej firmy.

Gabinety pań są zwykle repliką biur ich kolegów. Za jedyny „kobiecy” akcent można uznać piękne świeże kwiaty, które zwracają uwagę i w gabinecie prezes Pekao i na stylowym biurku jednej z najbardziej wpływowych kobiet w Polsce – szefowej Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Henryki Bochniarz.

[srodtytul]Pierwszy dom[/srodtytul]

Dużo więcej indywidualizmu widać u szefów będących właścicielami albo głównymi akcjonariuszami firm, którzy swoje biuro traktują jak drugi dom.

– Jeśli przez lata spędza się w pracy po 10 – 12 godzin dziennie to gabinet staje się tak naprawdę nie drugim, a pierwszym domem – mówi jeden z najbogatszych Polaków, Zbigniew Jakubas. Od siedmiu lat tym domem dla właściciela grupy Multico jest elegancki, daleki od biurowych standardów, apartament na ostatnim piętrze siedziby Multico na warszawskim Starym Mieście.

Przestronny, narożny gabinet podzielony na część do pracy i do mniej formalnych rozmów łączy się z salą konferencyjną, sekretariatem i recepcją, gdzie na zapleczu jest niewielka kuchnia. Urządzone są w jednym stylu zrobionymi na zamówienie oryginalnymi meblami, które – podobnie jak całe biuro – zaprojektował Wiesław Olko, autor projektów gabinetów wielu znanych polskich przedsiębiorców (m.in. Jana Kulczyka, najbogatszego Polaka według magazynu „Forbes”).

Zbigniew Jakubas nie kryje, że przywiązuje dużą wagę do wystroju swego biura. – To tak samo ważne jak garnitur. Jeśli czujemy się w nim obco i niewygodnie, nie da się efektywnie pracować przez wiele godzin – podkreśla.

Józef Wojciechowski, szef rady nadzorczej grupy deweloperskiej J.W. Construction, w swym 200-metrowym biurze na ostatnim piętrze siedziby firmy czuje się na tyle wygodnie, że nie zamierza na razie nic zmieniać.

Urządzone przed ośmiu laty biuro dziesiątego człowieka na liście „Forbesa”, nie przypomina typowego gabinetu. Bliżej mu do salonów w rezydencjach biznesmenów ( zanim zapanowała tam moda na nowoczesny minimalizm).

Ciemne, rzeźbione meble, kominek, a obok niego bar, gdzie za ladą staje gospodarz. Wojciechowski twierdzi, że jeśli atmosfera rozmów jest sztywna albo napięta, nie ma nic lepszego niż zaprosić partnerów na lampkę wina czy koniaku.

W swym biurze prowadzi większość biznesowych rozmów. Szkoda mu czasu na spotkania czy business lunche na mieście. Zaprasza na nie do siebie, do saloniku połączonego z gabinetem, gdzie bez problemu mieści się stół na kilkanaście osób. Wtedy odstawia się na bok stolik szachowy i zwija zieloną matę, na której szef JW Construction ćwiczy dla relaksu uderzenia do golfowego dołka

Jednak do gabinetów wielu szefów niełatwo zajrzeć. Zbigniew Tomaszczyk twierdzi, że jego klienci często traktują firmowy gabinet jako swą prywatną przestrzeń, gdzie rzadko przyjmują oficjalnych gości.

Takie spotkania odbywają się zazwyczaj w salach konferencyjnych. Do gabinetu zapraszani są zaufani ludzie – współpracownicy, w tym członkowie zarządu, a partnerzy biznesowi – na finalnym etapie rozmów.

Biznesowi partnerzy rzadko zaglądają na ostatnie piętro Comarchu, gdzie pokoje do pracy (gabinet i salkę do spotkań) ma prezes i założyciel spółki Janusz Filipiak. Piętro Profesora – jak mówią o swym prezesie i profesorze AGH podwładni – to mniej oficjalna część firmy, gdzie szef pracuje i spotyka się ze współpracownikami.

[srodtytul]Szef bez barier [/srodtytul]

Nowym trendem jest biurko szefa w open space. To angielskie określenie oznacza otwartą przestrzeń do pracy, która stała się już normą w wielu polskich firmach. Ale raczej dla szeregowych pracowników. Przeniesienie do wspólnej sali także prezesów i dyrektorów generalnych to na razie rzadko spotykana nowość. Nie tylko u nas, ale i na świecie, gdzie przyjęła się głównie w USA.

Pośrodku widnej, przestronnej sali w warszawskim biurze znanego z produkcji słodyczy koncernu Mars stoi kilka biurek. – To mój gabinet – wskazuje jedno z nich dyrektor generalny Mars Polska Jarosław Świgulski.

Gdy pracuje, widzi siedzących opodal kolegów z zarządu, a za nimi – oddzielone niskimi donicami z zielenią – biurka pozostałych pracowników. A raczej współpracowników, bo tak określa się ich w wewnętrznej terminologii koncernu, który kładzie nacisk na egalitaryzm – do tego stopnia, że nawet w amerykańskiej centrali nie ma osobnych gabinetów dla zarządu.

Menedżerowie siedzący w otwartych salach wychwalają zalety takiej pracy. – To wpływa na kulturę organizacyjną, znosząc widoczne w wielu firmach bariery między współpracownikami niższego a wyższego szczebla – podkreśla Świgulski. A jeśli chce bez świadków z kimś porozmawiać czy odebrać prywatny telefon? – Zawsze mogę skorzystać z jednej z jednej z sal konferencyjnych – wyjaśnia szef Mars Polska, zapewniając, że nie wyobraża sobie pracy w tradycyjnych warunkach.

To samo twierdzi Wojciech Sobieraj, prezes Alior Banku, który na razie jako jedyny z szefów polskich banków siedzi w open space. – Od początku zakładaliśmy, że Alior Bank będzie bankiem bez gabinetów. Postanowiliśmy zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczyć na wyposażenie oddziałów – wyjaśnia Sobieraj, który w poprzedniej pracy – Banku BPH – zajmował elegancki gabinet wiceprezesa.

Ale nowy szef BPH Richard Gaskin też jest zwolennikiem open space. Wprowadza go w warszawskiej centrali banku, gdzie – jak wspomina – zastał długie ciągi korytarzy z gabinetami i siódme piętro przeznaczone dla zarządu, niedostępne dla większości pracowników.

Teraz on sam i pozostali członkowie zarządu usiądą razem ze swymi zespołami w przeszklonych gabinetach. – To świetny sposób, aby zarząd mógł być blisko ludzi – podkreśla Gaskin.

[srodtytul]Strefa władzy[/srodtytul]

Trend przechodzenia prezesów do open space sceptycznie ocenia Jacek Santorski, psycholog biznesu. Jego zdaniem, może się to sprawdzić w przypadku szefa zespołu czy kierownika. Ale w przypadku dyrektora departamentu czy prezesa zaczyna się rozmijać z realizmem psychologicznym.

– Ludzie potrzebują lidera. A na poziomie atawistycznym lider to ktoś, kto ma przewagę i dystans w hierarchii – mówi Santorski. – W dodatku my jesteśmy szczególną kulturą; paradoksalnie choć Polak walczy o wolność, to lepiej funkcjonuje w układach z silnym, stanowczym liderem. U nas prezes wręcz powinien mieć gabinet – podkreśla.

Dodaje, że usytuowanie szefa ma symboliczne znaczenie dla świadomości, a także podświadomości pracowników. I bardzo ważne jest zachowanie spójności tego symbolicznego komunikatu z innymi zachowaniami i deklaracjami menedżera. – Biada komuś, kto siedzi w open space i jednocześnie jest arogancki, krytykuje albo ignoruje pracowników – zaznacza Santorski.

Ale najwięcej zależy od osobowości i stylu zarządzania menedżera. Jeśli jest otwarty na ludzi, to nawet mając bizantyjski gabinet na ostatnim piętrze i tak znajdzie czas, by wyjść do swoich ludzi.

Zwykłe pytanie o miejsce pracy szefa wywołuje zwykle konsternację rzeczników dużych polskich firm. – To taki typowy biurowy gabinet. Nic nadzwyczajnego – mówi większość z nich.

To samo powtarzają dziennikarze, oceniając, że gabinety szefów dużych publicznych spółek zwykle są bezosobowe. Często nie widać tam żadnych indywidualnych akcentów– tak jakby prezes był tam tylko przejściowo.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację