Entuzjastów rynku kapitałowego, którzy uwierzyli, że warto mieć swój "kawałek podłogi", jest około 300 tys. Pod tym względem będzie to zapewne drugi rezultat w polskiej historii sprzedaży akcji na rynku pierwotnym, po prywatyzacji Banku Śląskiego w 1993 roku. Ogromna liczba chętnych jest także po stronie instytucji finansowych zarówno z kraju, jak i ze świata.
Zawsze przy tak masowych prywatyzacjach warto zadać sobie pytanie, czy inwestorzy indywidualni powinni móc kupić więcej akcji? Czy rzeczywiście polityka dotycząca budowy akcjonariatu obywatelskiego została wdrożona w życie? Niestety, nawet jeśliby zwiększyć transzę drobnych graczy z obecnych 30 do 35 proc. wartości oferty, i tak kupiliby oni akcje za mniej niż 2 tys. zł.
Może więc tę szczególną inwestycję należy traktować inaczej niż inne? Ona nie przyniesie bowiem góry zysków. Nie jest to też raczej spółka, której akcje inwestorzy będą sprzedawać już na pierwszej sesji. Bo kupując akcje GPW, kupujemy tak naprawdę udział właścicielski w czerwonych szelkach maklerskich, które stały się symbolem rosnącej zamożności i rozwoju gospodarczego w Polsce. I słusznie, bo nie ma w Polsce instytucji z przemysłu finansowego, która osiągnęła tak spektakularny sukces w okresie 20-letniej transformacji gospodarczej. Wierzę, że tego wielkiego społecznego zaufania nic nie jest w stanie zmarnować.