Nieoficjalne informacje o odwołaniu prezesa Urzędu Regulacji Energetyki pojawiły się wczoraj późnym popołudniem, po tym jak premier potwierdził dymisję wiceministra infrastruktury, związanego z PSL. Sam zainteresowany Mariusz Swora był nieuchwytny, podobnie jak jego zastępca Marek Woszczyk, wyznaczony do pełnienia obowiązków prezesa urzędu.
Pogłoski o zmianie na stanowisku szefa URE pojawiały się już znacznie wcześniej. Nie jest też tajemnicą, że Mariusz Swora oddawał się do dyspozycji premiera i chciał z powodów osobistych zrezygnować z funkcji.
Jako szef urzędu był w cichym sporze z Ministerstwem Gospodarki, a wśród kandydatów na jego następcę wielokrotnie był wymieniany Henryk Majchrzak, dyrektor Departamentu Energetyki w tym resorcie. Ostatecznie jednak Majchrzak został kilka tygodni tenmu szefem spółki PSE Operator.
Mariusz Swora objął kierownictwo URE w listopadzie 2007r. Pierwszą decyzją, jaką podjął, było przywrócenie tzw. obowiązku taryfowego. Wycofał tym samym postanowienie swojego poprzednika o uwolnieniu cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych. Sprzedawcy elektryczności znów zatem musieli występować do URE o zgodę na zmianę cenników, czyli dokonanie podwyżek.
Swora nie zgadzał się na uwolnienie cen, pomimo licznych narzekań branży, że taryfy nie pokrywają kosztów zakupu energii. Prezes uważał, że na rynku nie ma odpowiednich warunków do uwolnienia cen dla odbiorców indywidualnych, zaś najbiedniejsi odbiorcy nie są wystarczająco prawnie chronieni przed skutkami podwyżek cen. Choć Ministerstwo Gospodarki zaproponowało nowe przepisy chroniące odbiorców, to Swora zapowiadał, że nawet jeśli wejdą w życie, to jeszcze nie będzie wystarczających przesłanek do uwolnienia cen.