Nie ma mowy o radosnym podnieceniu, które towarzyszyłoby takiemu wydarzeniu jeszcze dziesięć lat temu. Wtedy wydawało się, że każda tego typu rewolucja przybliża nas do świata liberalnej demokracji i zglobalizowanego, wolnego rynku. Dziś nie jest wcale pewne, przeciw czemu w gruncie rzeczy demonstrują ludzie i czego chcą. I czy ostatecznym efektem zmian nie będzie oddalenie Egiptu od takiego modelu rozwoju społecznego i gospodarczego, który my uznajemy za normalny.
Trzeba przyznać, że jak do tej pory problemy prezydenta Mubaraka nie przekładają się na wielkie niepokoje na światowych rynkach finansowych. Nawet kursy walut wschodzących rynków, w tym złotego, zazwyczaj histerycznie reagujące na światowe zawirowania, nie odpowiedziały na niepewność gwałtownymi wahaniami. Wszystko może jeszcze być przed nami, ale do tej pory żadnej paniki nie widać. Świadczy to bez wątpienia o tym, że w świecie globalnych finansów Bliski Wschód nie odgrywa aż tak znaczącej roli.
Jest jednak oczywiście jedna dziedzina, w której globalne znaczenie Bliskiego Wschodu jest ogromne. To, rzecz jasna, rynek surowców energetycznych. Gdy tylko w Egipcie zaczęły się niepokoje, ceny ropy naftowej błyskawicznie wzrosły, przekraczając znów (po raz pierwszy od ponad dwóch lat) magiczną barierę 100 dolarów za baryłkę. Gdyby trend ten był kontynuowany, efekty dla światowych finansów byłyby oczywiste i opłakane. Wzrost cen ropy wiódłby do wzrostu inflacji, zmuszając banki centralne do przeciwdziałania. Prowadziłby jednocześnie do erozji realnych dochodów i zysków firm w krajach rozwiniętych, powodując ponowne spowolnienie wzrostu gospodarczego. Wzrosłyby więc prawdopodobnie stopy procentowe – i to dokładnie wtedy, gdy słabnąca realna gospodarka wymagałaby ich utrzymania na niskim poziomie. Szanse świata na znośny rozwój w roku 2011 uległyby znacznemu zmniejszeniu.
Jaki mechanizm wiąże wydarzenia w Egipcie ze wzrostem cen ropy? Egipt nie jest dużym producentem surowców energetycznych. Pytani o przyczyny wzrostu cen analitycy rynku sugerują raczej, że chodzi o możliwe komplikacje w transporcie ropy z Zatoki Perskiej do Europy, gdyby paraliżowi uległa komunikacja przez Kanał Sueski. To chyba jednak nie jest wcale największa z obaw. Tak naprawdę chodzi o coś znacznie poważniejszego: o efekty, które wydarzenia w Egipcie mogą mieć dla całego świata arabskiego.
Egipt to największy z krajów arabskich, zamieszkany przez 80 milionów ludzi, odgrywający w tym świecie rolę szczególną. Jeśli tu dojdzie do znacznej destabilizacji albo jeśli, co gorsza, władzę przejmą islamiści, zagrożona może być również pozycja prozachodnich rządów w dysponujących największymi zasobami ropy monarchiach położonych nad Zatoką.