Szef Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej Klaus Regling w wywiadzie dla „Rz" z 2 maja 2011 r. wyraził kuriozalną opinię, że banki zainteresowane są restrukturyzacją długu Grecji, gdyż na takich transakcjach mogą dobrze zarobić, podobnie jak na restrukturyzacjach długów państwowych w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia.
Szkoda, że ta teza nie została poparta żadnym dowodem. A prawda jest taka, że w wyniku wybuchu kryzysu finansowego w Meksyku latem 1982 r. banki wierzyciele zostały przez wiele lat praktycznie zmuszone do udzielania pomocy płynnościowej krajom latynoskim ogarniętym kryzysem. W ramach programów stabilizacyjnych MFW wspieranych kredytami tej instytucji udało się uniknąć załamania całego globalnego systemu finansowego. Wraz z wejściem w życie planu Brady'ego w marcu 1989 r. (przy istotnym udziale ówczesnego ministra finansów Meksyku, a obecnego szefa OECD Angela Gurii) banki otrzymały możliwość konwersji swoich złych kredytów udzielonych krajom Ameryki Łacińskiej na tzw. obligacje Brady'ego (od nazwiska ówczesnego sekretarza stanu USA Nicholasa Brady'ego).
Brady bonds z kolei zabezpieczone zostały zerokuponowymi obligacjami gwarantowanymi przez rząd USA, MFW, Bank Światowy i inne regionalne banki rozwoju.
Ta konwersja nie odbyła się jednak po wartości nominalnej. Analitycy szacują, że przeciętne dyskonto zamiany długów 17 krajów (w tym Polski) na obligacje Brady'ego w latach 1990 –1997 wynosiło 40 proc., co przy wolumenie konwersji na poziomie ok. 210 mld dolarów daje stratę banków wykazaną w ich bilansach w wysokości ok. 85 mld dolarów. Jeśli taka sytuacja miała miejsce, to była ona doprawdy sporadyczna i na tej podstawie trudno formułować tezy niezgodne z rzeczywistością. Klaus Regling nie powinien się w takiej sytuacji dziwić, że jemu samemu komentatorzy niemieccy zarzucają, że w latach 2001 – 2008, będąc wysokim urzędnikiem KE do spraw gospodarczych, przymykał oko na oczywiste fałszowanie statystyk kolejnych rządów greckich ukrywających rzeczywisty stan finansów publicznych tego kraju.
Szef EFSF nie widzi żadnych problemów w pozyskiwaniu setek miliardów euro na zarządzany przez siebie fundusz, ale ignoruje przy tym fakt topniejącej w zastraszającym tempie bazy inwestorów dla papierów emitowanych przez rządy Grecji, Portugalii czy Irlandii. Jeśli tak dalej pójdzie, to część krajów strefy euro przez dłuższy czas może być odcięta od rynku kapitałowego i skazana trwale na kroplówkę takich instytucji jak EFSF, a na tym chyba nikomu nie powinno zależeć.