Ponad połowa polskich rodzin uważa, że żyje im się przeciętnie. I tę opinię powtarza od kilku lat, bez względu na to, czy mamy kryzys, czy czas prosperity. Ze swojej sytuacji materialnej zadowolona jest co czwarta rodzina, a pozostałe uważają, że jest kiepsko. I te proporcje między zadowolonymi, przeciętniakami i ludźmi z kłopotami finansowymi zmieniają się nieznacznie, podczas gdy coraz wyraźniej i szybciej rosną regionalne różnice między tym, ile pieniędzy pozostaje w rodzinach i jak wysokie mamy wydatki.

Rozpiętość między najwyższym a najniższym średnim dochodem w województwach w ubiegłym roku to prawie 60 proc. Liderem jest Mazowsze (a właściwie Warszawa), zaś na końcu jest Podkarpacie, gdzie dochody rodzin są o prawie jedną czwartą niższe od średniej krajowej.

Te nożyce rozwierają się coraz bardziej także w przypadku wydatków, gdzie sięgają 49 proc. Najwięcej wydaje się na Mazowszu, najmniej (w porównaniu ze średnią) na Podkarpaciu. Na Mazowszu wydatki pochłaniają prawie 82 proc. tego, co mamy. W województwie podkarpackim znacznie więcej, bo ponad 90 proc.

Mamy więc dwa bieguny: tam, gdzie się dużo zarabia, ale i dużo wydaje. I tam, gdzie się mało zarabia i mało wydaje. Ważne jednak, by każdy mógł wybrać tempo życia i miejsce zamieszkania, a nie by adres był synonimem dobrobytu czy finansowego zapóźnienia.

Teraz Warszawa jest enklawą, a województwa ze ściany wschodniej regionami, gdzie najczęściej wypłacana jest minimalna lub niska pensja. I jak mantra brzmią propozycje zmiany: po to, by regiony Polski B szybciej się rozwijały i zapewniały lepsze warunki życia, potrzebne są: szerokie drogi, szybka kolej, szerokopasmowy Internet... Łańcuszek szczęścia czy przemyślana i konsekwentna strategia rozwoju?