Pomoc dla ludzi młodych, wchodzących w życie do 26. roku życia, do ukończenia 26 lat bez podatku PIT dla pracowników, tego 18 proc.!" – usłyszeliśmy na konwencji wyborczej PiS. Ta zapowiedź ginęła w natłoku innych: 500+ dla każdego dziecka, trzynastki dla emerytów i rencistów. Każdy z tych programów został wyceniony na ok. 10 mld zł, ale tylko w tym roku – jak dowiedzieliśmy się z ust minister finansów Teresy Czerwińskiej.
Zdaniem premiera Mateusza Morawieckiego koszt zwolnienia młodych ludzi z PIT to „zaledwie" 2–3 mld zł. Ale to, co jest kosztem w rozumieniu budżetowym, zdaniem premiera jest już inwestycją w odczuciu społecznym i w znaczeniu gospodarczym. Według niektórych ekspertów, zwolnienie „ma szansę pobudzić aktywność zawodową". Czy aby na pewno?
Ile osób skorzysta
Aby zostać beneficjentem pomocy, trzeba podjąć pracę etatową lub być tzw. permanentnym zleceniobiorcą. Według minister przedsiębiorczości może to służyć aktywizacji zawodowej i zmniejszaniu szarej strefy. Bo z ulgi można skorzystać tylko wtedy, gdy się działa lege artis. To warunek słuszny.
Jednak dla uczciwego oszacowania korzyści gospodarczych trzeba określić skalę zjawiska. Niestety, statystyka publiczna nam nie pomoże, bo nie jest przygotowana do wyodrębnienia osób 18–26-letnich, do których ulga jest adresowana. Zadowolimy się więc przybliżeniem.
Według „Rocznika statystycznego pracy 2015" w końcu 2016 r. pracowało: 78 tys. osób mających 15–19 lat, 1054 tys. – 20–24 lata i 2009 tys. – 25–29 lat. Trzeba więc na własną rękę oszacować grupę 15–26 lat (i pomniejszyć o pracujących na wsi, w gospodarstwach rodzinnych, a więc niepłacących PIT). Można przyjąć, że będzie to około 1,5 mln młodych ludzi.