Rok i dwa lata temu dynamika tego przyrostu była znacznie większa niż obecnie. Co ciekawe, był to okres bezpośrednio po globalnym kryzysie finansowym, który w Polsce miał dość łagodny przebieg m.in. dzięki wysokiej konsumpcji wewnętrznej. A więc potrafiliśmy jednocześnie dużo wydawać i przy tym oszczędzać!
Wygląda na to, że w tym roku, z powodu podwyżki stawek VAT, wzrostu cen żywności i paliw oraz wysokiego kursu szwajcarskiego franka, w którym spora część naszej klasy średniej ma kredyty hipoteczne, taka sztuka już się nie uda. A przecież dane o stanie oszczędności podane przez NBP odnoszą się do pierwszego kwartału, kiedy kurs franka wahał się w przedziale 3 – 3,10 zł, czyli był o jedną piątą niższy od obecnego.
Teraz raty kredytu w tej walucie są już znacznie wyższe, więc do dyspozycji kilkuset tysięcy gospodarstw domowych zostaje jeszcze mniej pieniędzy niż na początku roku. Dlatego ostatnie dane makroekonomiczne pokazują, że spada również dynamika konsumpcji. A to bardzo źle wróży gospodarce, bo kiedy wzrost PKB będzie mniejszy, nie będzie np. szans na spadek bezrobocia. Czekają nas więc trudne czasy. Wygląda na to, że skutki kryzysu finansowego zaczynamy dotkliwie odczuwać dopiero teraz, kiedy został on wzmocniony o kolejny kryzys – zadłużenia państw.