Wolniej, niż wcześniej zakładano, będą się rozwijać nie tylko zadłużone kraje Unii Europejskiej czy USA, ale cały świat. Stanęła nawet europejska lokomotywa – Niemcy, a oznaki spowolnienia widać w Chinach, Brazylii, Indiach i Rosji. Pojawiają się tradycyjne sygnały gorszej koniunktury. Tanieją metale przemysłowe i ropa naftowa, której wysokie ceny również przyłożyły się do obecnego spowolnienia.

W tej sytuacji nie ma co liczyć, że Polska po raz kolejny będzie zieloną wyspą. Widać to już po naszej giełdzie, a spadek indeksów jest głębszy niż we Frankfurcie, Londynie czy Nowym Jorku. W niepewnych czasach inwestorzy szukają bezpiecznych przystani. Dzisiaj są nimi obligacje niemieckie, złoto i – na nieszczęście dla polskich kredytobiorców – frank szwajcarski. Taką przystanią nie jest i z pewnością długo nie będzie polska giełda czy złoty.

Stare przysłowie mówi, że najlepiej być zdrowym i bogatym. Niestety, jeśli rzeczywiście dojdzie do realizacji najgorszego scenariusza, Polska wejdzie w trudny dla gospodarki okres biedniejsza – bo fundusze europejskie, które wymuszały inwestycje, będą zdecydowanie mniejsze. Mniej jest też pieniędzy z OFE, bo rząd zmniejszył wpłacane tam składki. Lepszych czasów, które właśnie minęły, nie wykorzystaliśmy też na uzdrowienie finansów publicznych. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że będzie wprawdzie gorzej, ale nie pod kreską.