Zachodnie giełdy wystrzeliły w górę, zyskała też wspólna waluta. Ale nie trwało to długo.

Inwestorzy błyskawicznie zdali sobie sprawę, że fakt udzielenia tak dużego (i nie ostatniego zapewne) wsparcia wskazuje na to, że problemy w sektorze bankowym są o wiele większe, niż powszechnie sądzono. Pamiętać należy, że banki muszą się mocno dokapitalizować, a to w obecnych warunkach rynkowych będzie bardzo trudne. Poza tym w przyszłym roku europejskie instytucje finansowe muszą wykupić wyemitowane wcześniej obligacje. Te największe potrzebują na to prawie 300 mld euro.

 

Nie od dziś wiadomo, że płynność w sektorze bankowym i ratowanie upadających krajów strefy euro jest priorytetem decydentów. Zresztą to system naczyń połączonych. Bez pomocy bankom trudno będzie uratować też strefę euro. Pytanie tylko, czy banki podejmą ryzyko i zdecydują się na zakup obligacji np. włoskich czy hiszpańskich. Czy może będą starać się ograniczać ryzyko. Jeżeli zainwestują w dług tych krajów, sytuacja na rynkach może się uspokoić. Pewnie wzrośnie też zaufanie inwestorów. Ale jeśli nie, stare problemy szybko powrócą.

Dzisiejsze wsparcie instytucji finansowych przez Europejski Bank Centralny jest tym bardziej spektakularne, że kwota pożyczki jest prawie dwukrotnie wyższa niż wcześniej sądzono, a trzyletni okres jej trwania daje bankom, ale też inwestorom, czas, o który również od wielu miesięcy toczy się polityczna gra.