Na ostatnim unijnym szczycie Polska zdołała zrealizować główną wytyczną swojej obecnej strategii w odniesieniu do spraw UE – czyli wepchnąć kolano między drzwi. Nie jesteśmy wcale pewni, czy te drzwi prowadzą do jakiegokolwiek sensownego i wartego odwiedzenia pomieszczenia. Nie wiemy, czy kiedykolwiek będziemy chcieli przez nie przejść. Więcej – nie jesteśmy nawet pewni, czy same drzwi nagle nie znikną. Ale nogę wsadziliśmy – choć pełniący rolę bramkarza prezydent Nicolas Sarkozy mocno naciskał, starając się przed naszym nosem drzwi te zamknąć, a klucz wyrzucić za okno.
Nie da się ukryć, że nasza sytuacja nie jest łatwa. Przecież dobrze wiemy, że klub euro nie jest miejscem, w którym koniecznie chcielibyśmy się teraz znajdować. Nawet nie dlatego, że euro jest kiepską walutą (wręcz odwrotnie – niezależnie od tego, co się dzieje, pozostaje pieniądzem mocnym i wiarygodnym).
Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że strefa euro nie jest dziś strefą zaufania i stabilności, ale raczej niekończącej się kłótni i braku zdolności podejmowania decyzji. Część krajów, które w przeszłości najsilniej się zadłużyły, żyjąc ponad stan, marzy o dodrukowaniu przez EBC bilionów pustych euro, z pomocą których bezboleśnie można byłoby spłacić zobowiązania. Bezboleśnie? Bez żartów. Za wszystkie długi ktoś musi zapłacić, bo w gospodarce nie ma darmowego lunchu. Druk pustych pieniędzy na dłuższą metę musi więc doprowadzić do inflacji, która obniżyłaby realną wartość długów.
To nie podoba się głównym wierzycielom, czyli Niemcom. Zamiast druku pustych pieniędzy proponują oni powszechne zaciskanie pasa, dzięki któremu zaoszczędzone przez Hiszpanów, Włochów czy Greków środki trafiłyby z powrotem do niemieckich banków i funduszy emerytalnych. Nic dziwnego, że znalezienie kompromisu w strefie euro jest trudne, a Niemcy usiłują coraz bardziej zdecydowanie używać argumentu siły (oczywiście finansowo-gospodarczej) wobec partnerów. Słowem, w strefie euro nie jest przyjemnie – i nic nie zapowiada, by ten przykry spór miał się szybko skończyć.
Drugim powodem, dla którego nie chcielibyśmy się teraz znajdować w strefie euro, jest to, że nie wiadomo, czy w ogóle przetrwa. Pewnie tak, ale możliwe są nadal bardzo różne scenariusze, z rozpadem włącznie.