Moim zdaniem chodzi jednak o wsparcie konsumpcji za cenę ryzyka długookresowej stabilności.
Komitet Otwartego Rynku przedstawił prognozy poszczególnych członków co do tego, kiedy ich zdaniem podniesione zostaną stopy procentowe. Okazało się, iż średnia oczekiwań to dopiero druga połowa 2014 r.! Członkowie komitetu uważają, iż do tego czasu wzrost będzie szybki, a inflacja niska. Jaki sens ma prognozowanie parametru, o którym się samemu decyduje? Szef Fedu Ben Bernanke tłumaczył, iż dzięki temu polityka monetarna będzie bardziej zrozumiała.
Stykając się z pytaniami o to, czy Fed w takim razie zobowiązuje się do podniesienia stóp właśnie w 2014 r., mam co do tej transparentności spore wątpliwości. Dla wielu uczestników rynku podobnie niezrozumiałe jest, dlaczego Fed złagodził stanowisko, mimo że z USA płyną coraz lepsze dane.
Odpowiedź brzmi: wraz z nowym rokiem zmienił się skład głosujący i Bernanke nie napotkał już na tak silny opór przed dalszym luzowaniem. A co do tego, że zapowiedź podwyżki w 2014 r. jest luzowaniem, nie można mieć wątpliwości. Nie zwiększy to co prawda akcji kredytowej, ale będzie działać w inny sposób.
Przyjęcie w modelach wyceny akcji długiego okresu niskich stóp i względnie wysokiego wzrostu gospodarczego oznacza, iż wyceny te będą bardzo korzystne. Wyższe ceny akcji sprawią, że inwestorzy będą czuć się bogatsi i zwiększą konsumpcję. Fed o tym wie, wiedzą też inwestorzy w USA, którzy pod ten efekt kupują akcje od kilku tygodni. To jednak ryzykowna ścieżka, o czym przekonaliśmy się w 2008 r. (wtedy efekt majątkowy był pochodną rosnących cen domów).