Pomijając szczególny przypadek Grecji, strefa euro w minionych trzech latach nie grzeszyła rozrzutnością środków publicznych. Przeciętne relacje długu i deficytu budżetowego do produktu społecznego były tam wyraźnie niższe niż np. w USA. Irlandia i Hiszpania miały przed kryzysem wyjątkowo niskie zadłużenie, zdrowe budżety, nawet nadwyżki, a Włochy – z długiem bliskim 125 proc. PKB, ale odziedziczonym z przeszłości – wykazywały ostatnio jeden z najmniejszych w tej grupie deficytów. Strefa euro odznaczała się zaś od początku dużymi różnicami w poziomach rozwoju gospodarczego obszaru centralnego oraz obrzeża śródziemnomorsko-atlantyckiego.
Od konwergencji do dywergencji
Rozpiętości te z reguły idą w parze z odmiennością struktury produkcji. Rozwój oznacza zwykle kurczenie się udziału tradycyjnych gałęzi na korzyść przemysłu przetwórczego, a potem usług. Odmienność struktur związana z różnicami w poziomach rozwoju sprawia, że fazy cyklu w jednym i drugim regionie nie zbiegają się w czasie, nie są synchroniczne.
I tu tkwi niebezpieczeństwo dla systemu wspólnej waluty. Wiąże się ono z możliwością wstrząsów, które oddziałują na te gospodarki niesymetrycznie, w zależności od fazy cyklu, w jakiej jest każda z nich. EBC nie będzie zdolny dogodzić wszystkim, bo musi prowadzić politykę jednolitej stopy procentowej, zorientowaną na utrzymanie pewnej niskiej, ale średniej inflacji dla całej strefy euro. Problem straci na ostrości, dopiero gdy rozpiętości w poziomach rozwoju istotnie się zmniejszą, przy czym struktury produkcji się upodobnią, a na znaczeniu zyska wewnątrzgałęziowa specjalizacja. Nazywa się to „realną konwergencją". Ma ona szansę zachodzić szybciej na wielkim obszarze wspólnego rynku wolnym od ryzyka kursowego, czyli w systemie jednego pieniądza. Jak długo się ten proces nie dopełni, wspólna waluta jest narażona na załamanie.
Motorem konwergencji są, naturalnie, inwestycje. Karmią się one oszczędnościami i dopływem kapitału z zagranicy. Strefa euro, znosząc bariery przepływów, postawiła na szybkie i mocne zadziałanie tego mechanizmu. Wstępne efekty monetarnej unifikacji dały skutek, jaki chciano uzyskać – spektakularny skok rozwojowy obszarów peryferyjnych. Ale w pewnym momencie realna konwergencja zaczęła schodzić z zakładanej ścieżki i na koniec wykoleiła się kompletnie.
Euforia wejścia w nowy etap integracji dała najpierw mocne pchnięcie rozwojowe obszarom peryferyjnym. Tam, gdzie rozwój przyśpiesza, wzrost cen najczęściej także przyśpiesza. Inflacyjna „temperatura", choć w całej strefie generalnie niska, podniosła się bardziej na peryferiach. Przy tej samej nominalnej stopie procentowej dało to zróżnicowane stopy procentowe realne.