Skoro dyskutujemy o potrzebie kompleksowej reformy systemu ochrony zdrowia, proponuję zerknąć na Francję. Tam reforma jest wdrażana etapami już od wielu lat i obecnie dyskutuje się o jej efektach.
Francuska Sécurité Sociale, odpowiednik naszego NFZ, działa od 1945 roku na zasadzie „składka według możliwości, świadczenia według potrzeb”. Pacjent otrzymuje zwrot 60-70 proc. kosztów leczenia. System uzupełniają prywatne kasy chorych, tzw. mutuelles, które wypłacają uzupełniające świadczenia swoim klientom. Można do nich zapisać się za pośrednictwem pracodawcy lub indywidualnie, co robi wielu emerytów.
Miejsce Francji na podium
Wedle Eurostatu, w 2023 r. Francja wydała na system ochrony zdrowia 8,9 proc. PKB. Najwięcej w Unii wydała wtedy Austria (9,1 proc.), potem Czechy (9 proc.), Belgia (7,9 proc.), Niemcy (7,5 proc.). Średnia unijna to 7,3 proc. Polska wydaje poniżej 6 proc. Jeszcze kilka lat temu liderem były Niemcy z wydatkami na poziomie ok. 12 proc.
Jeszcze w 2000 r. raport WHO plasował Francję na pierwszym miejscu spośród 191 krajów pod względem jakości systemu ochrony zdrowia. Włochy były na drugim, a Hiszpania na trzecim. W 2019 r. Francja spadła na 19. miejsce podobnego rankingu Bloomberga, Włochy – na piąte, a Hiszpania – na szóste.
Jednocześnie zaczął gwałtownie rosnąć deficyt francuskiego systemu ochrony zdrowia. W okresie 2000-2014 wyniósł 105 mld euro, w 2016 – już 162 mld euro. Raporty Cour des Comptes, czyli odpowiednika NIK, wskazywały trzy powody: koszty lekarzy specjalistów, szpitali i koszty samego systemu zarządzania.