Będą wozy towarzyszące, o których poprzednia ekipa zapomniała
Tym, co na pewno powinno cieszyć, jest fakt, że tym razem zamówienie obejmie tzw. wozy towarzyszące. Bez nich wyposażone w czołgi jednostki nie mogą efektywnie działać, a kompletnie „zapomniano” o nich przy podpisywaniu pierwszego kontraktu. Niemniej ważne jest przy tym to, że wszystkie 80 maszyn zostanie wyprodukowanych w polskich zakładach.
To jednak niejedyne powody do optymizmu. Godny docenienia jest także charakter samej umowy, która poza zapewnieniem dodatkowych 180 czołgów, gwarantuje Polsce uzyskanie pełnych zdolności do serwisowania czołgów K2 w kraju. Zarówno na poziomie napraw bieżących w jednostkach, jak i poważniejszych remontów (tzw. czwartego poziomu), które prowadzi się w zakładach przemysłu obronnego.
Kolejnym powodem do zadowolenia jest lokalizacja produkcji pierwszej partii czołgów w docelowej wersji K2PL w polskich zakładach zbrojeniowych (czy też „składania” z części dostarczonych z Korei, jak podkreślają złośliwi). To oczywiście niewielka część zamówienia, bo w Polsce ma powstać jedynie 60 ze 180 zamówionych czołgów. A to naprawdę niewiele, jak na skalę dotychczasowych zamówień.
Co montażem koreańskiego uzbrojenia w Polsce?
Warto jednak spojrzeć na te osiągnięcia w szerszym kontekście. Chciałbym przypomnieć, że to i tak znacznie szybciej, niż wynikałoby to z informacji udostępnianych po podpisaniu umowy ramowej przez ministra Mariusza Błaszczaka, która – jak wówczas informowano – zapowiadała (umowa ramowa wyraża jedynie wolę zakupu) zakup w Korei 1000 czołgów K2, z których 500 miano wyprodukować w Korei, a kolejne 500 w Polsce. A to oznaczałoby, że produkcja w Polsce nie rozpoczęłaby się przed drugą połową lat trzydziestych. Oczywiście, o ile podane wówczas informacje były ścisłe.
Ten brak, chociażby tylko tak pogardzanego „montażu” koreańskiego uzbrojenia w Polsce, był dotychczas dla mnie wyjątkowo przykry. Szczególnie gdy pojawiły się informacje, że Australia zamówiła tylko 30 armatohaubic samobieżnych K9 Thunder oraz 15 wozów amunicyjnych K10, a mimo to doczekała się wybudowanej w ciągu dwóch lat nowej montowni tego sprzętu w Geelong. To tam zostaną „wyprodukowane” australijskie wozy. Polska zakontraktowała dotychczas ponad 350 armatohaubic K9, z których co najmniej 174 zostały już dostarczone. Żadna z nich nie tylko nie została w Polsce wyprodukowana, ani nawet zmontowana z dostarczonych z Korei „klocków”. To powinno dawać wszystkim do myślenia. Nie jest to też powód do dumy dla polskich negocjatorów. I nie, nie usprawiedliwia ich w tym przypadku strach przed zagrożeniem ze strony Rosji, które urealniło się po wybuchu wojny Rosji z Ukrainą.
MON sobie teraz lepiej radzi niż za poprzedniego rządu
Dlatego osobiście uważam, że MON w obecnym składzie, z duetem wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz i wiceminister Paweł Bejda, przy wsparciu Agencji Uzbrojenia radzi sobie z zawieraniem rzeczywistych zakupów może niezbyt szybko, ale za to znacznie lepiej, niż ekipa poprzednio rządząca w MON.