Polacy mają olbrzymi majątek. Według sprawozdania ministra skarbu na 31 grudnia 2010 roku szacunkowa wartość gruntów w posiadaniu Skarbu Państwa wynosiła około 340 mld złotych, a budynków, budowli i budów – około 300 mld. Wartość akcji i udziałów Skarbu Państwa w spółkach sięgnęła prawie 190 mld złotych, z tego w spółkach w obrocie publicznym około 113 mld złotych. W sumie jako Polacy mamy ulokowane około biliona złotych w ziemi, akcjach, budynkach, udziałach w firmach i innych mniej ważących aktywach. Wypada po około 26 tysięcy złotych na głowę. To sporo, więc jako obywatele powinniśmy być żywotnie zainteresowani tym, w jaki sposób ten majątek będzie prywatyzowany, szczególnie w przypadku spółek, które są własnością Skarbu Państwa.

Możliwe są dwie podstawowe strategie sprzedaży: kierowanie się wyłącznie ceną lub długoterminowymi korzyściami dla kraju. W pierwszym przypadku w grę wchodzi sprzedaż majątku za najlepszą możliwą do uzyskania cenę, bez oceny tego, kto i w jakim celu dokonuje zakupów oraz długookresowych skutków transakcji. Ta strategia jest obarczona wysokim ryzykiem. Jak wynika ze wspomnianego wyżej raportu ministra skarbu, w grudniu 2008 roku po upadku Lehman Brothers, a więc w trakcie globalnego krachu giełdowego, wartość akcji spółek w obrocie publicznym w posiadaniu ministra Skarbu Państwa wynosiła tylko 49 mld złotych. Dwa lata później, gdy giełdy odbiły – już 113 mld złotych. Ta dramatyczna różnica pokazuje, że można stracić dużo pieniędzy, jeżeli wybierze się zły moment sprzedaży. Tymczasem według mojej oceny wchodzimy w nową fazę globalnego kryzysu. Może on znacznie obniżyć wartość indeksów giełdowych i wyceny spółek na wiele lat. Dlatego radzę, aby Ministerstwo Skarbu przyspieszyło decyzję o sprzedaży posiadanych akcji w spółkach publicznych, bo za rok czy dwa możliwa do uzyskania cena może być znacznie niższa.

Ale nawet działając pod presją czasu, wypadałoby przyjąć drugą strategię. Jej zwolennicy zamiast kryterium ceny kierują się szeregiem czynników: oceniają zdolność i chęć kupującego do rozwoju przejmowanej spółki oraz to, w jaki sposób transakcja przyczyni się do realizacji strategicznych celów Polski. W innym bowiem przypadku... Jeżeli spółkę przejmie zagraniczna konkurencja, to po zakończeniu okresu ochronnego może mieć silną motywację, żeby przenieść produkcję do swojego kraju (szczególnie jeżeli u siebie produkuje taniej) i zamknąć firmę lub drastycznie ograniczyć skalę działalności w Polsce. Tak może się stać, gdy na przykład spółki sektora chemicznego przejmują inwestorzy z Rosji. Jeżeli sprzedawaną przez Skarb Państwa spółkę, która często ma silne związki zawodowe, przejmie spółka pracownicza, zawiązana przez – często upolityczniony – zarząd i pracowników, może się okazać, że na skutek lokalnych układów nie będzie możliwa ekspansja produkcji i spółka rychło popadnie w tarapaty finansowe.

W takiej sytuacji, gdy z powodu nadchodzącego kryzysu Ministerstwo Skarbu jest pod presją czasu, często najlepszą strategią jest sprzedaż spółki krajowemu inwestorowi branżowemu, pod warunkiem że jego kandydatura dobrze rokuje dla firmy. Jak to sprawdzić? Krajowy inwestor branżowy powinien przynosić solidne zyski, mieć duży udział eksportu w sprzedaży (co pokazuje jego wysoką konkurencyjność na rynkach międzynarodowych) oraz ponosić znaczne wydatki na badania i rozwój. Potencjał firmy do konkurowania na rynkach globalnych poprzez innowacyjność jest kluczowy w sytuacji, gdy Polska powoli traci przewagi wynikające z niskich kosztów.

Jeżeli minister skarbu zastosuje taką strategię prywatyzacji, będzie ona wspierała strategię rozwoju Polski. Ta strategia musi zakładać stworzenie coraz większej liczby dużych polskich firm przemysłowych, które zdobywają globalne rynki, ale dzięki temu, że są polskie, to tutaj płacą podatki i tworzą wiele dobrze płatnych miejsc pracy. Tak od lat robią Niemcy: to dlatego mają tak silną i konkurencyjną gospodarkę.

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula w Warszawie