Rozdawnictwo stołków jest zjawiskiem rozpowszechnionym w Polsce od lat, niezależnie od partyjnej przynależności. Zaczyna się od razu po dojściu do władzy kolejnych ekip (kiedyś wyliczaliśmy w „Rz" ile razy zmieniali się prezesi największych firm z udziałem państwa w ciągu pierwszego roku po objęciu władzy i wyszły nam kwoty dwucyfrowe).
Różnice polegają tylko na tym, czy robi się to bardziej, czy mniej dyskretnie (to znaczy bez konkursu czy poprzez fikcyjne konkursy), w jakich spółkach i na jak eksponowane stanowiska, oraz czy ma się w zanadrzu przekonujące argumenty odnośnie rzekomych lub realnych kwalifikacji danego kandydata („świetny fachowiec", „specjalista europejskiej klasy" etc). I na tym koncentruje się głównie aktywność państwowego właściciela w odniesieniu do wielu firm, co przyznaje Najwyższa Izba Kontroli w swoich raportach dotyczących nadzoru nad majątkiem Skarbu Państwa.
Czy jest na to lekarstwo? Dotąd wydawało się, że będzie nim szybka i bezwzględna prywatyzacja, ale to, co określa się mianem „kryzysu na światowych rynkach finansowych" przewartościowało wiele dotychczasowych dogmatów. Nie wszystko jest sens sprzedawać, a jeśli już, to niekoniecznie szybko i nie za każdą cenę.
Może więc pomysł upodobnienia rekrutacji w spółkach Skarbu Państwa do tego, jaki funkcjonuje w firmach prywatnych? To jakaś myśl – przy założeniu, że rozwiązanie byłoby tymczasowe. Wraca więc wizja Komitetu Nominacyjnego, rady mędrców rekomendującej ministrowi skarbu kandydatów do rad nadzorczych najważniejszych 20 – 25 spółek. Fikcyjne konkursy odeszłyby do lamusa. Jakość państwowych kadr przynajmniej częściowo by się poprawiła, tym bardziej że kandydaci do rad we wszystkich pozostałych firmach, w których akcjonariuszem jest Skarb Państwa, musieliby wykazywać się znacznie wyższymi kwalifikacjami niż dotychczas.
Sęk jednak w tym, że wiele się o tym rozwiązaniu opowiada, natomiast nie znalazł się jeszcze samobójca, który zechciałby wcielić je w życie. W poprzedniej kadencji sejmu był już nawet gotowy projekt, ale trafił do zamrażarki, a potem słuch o nim zaginął. Do czasu, kiedy zaczęło być głośno o Elewarrach i Polskich Cukrach. Teraz też może być podobnie.