Je­że­li na­wet, to nie w tych sa­mych miej­scach. Na ra­zie na­le­ża­ło­by po­sta­wić py­ta­nie – ilu jesz­cze? Ofi­cjal­nie o du­żych zwol­nie­niach mó­wi pięć ban­ków, ale trwa też „peł­za­ją­ca re­struk­tu­ry­za­cja".

Tak­że od­dzia­łów ro­bi się co­raz mniej – oczy­wi­ście ogól­nie li­cząc, bo są ban­ki, któ­re je wciąż otwie­ra­ją – a w ist­nie­ją­cych nie po­trze­ba już ty­lu pra­cow­ni­ków co kie­dyś. Choć­by dla­te­go, że są za dro­dzy. I to nie dla­te­go, że ty­le za­ra­bia­ją, ale z po­wo­du ha­ra­czu na rzecz pań­stwa. Bar­dziej opła­ca się wy­na­jąć fir­mę ze­wnętrz­ną, któ­ra po­sprzą­ta, ochro­ni, zaj­mie się in­for­ma­ty­ką. Po­za tym fa­chow­ców ra­czej się nie zwal­nia. To oni od­cho­dzą tam, gdzie pra­ca jest cie­kaw­sza, a za­rob­ki wyż­sze. Zwal­nia się tych, któ­rych ła­two za­stą­pić – stosując nowe technologie al­bo out­so­ur­cin­g.

A przyj­mie się tych, któ­rzy są po­trzeb­ni w roz­wi­ja­ją­cej się ban­ko­wo­ści: spe­ców od roz­li­czeń, trans­ak­cji, ad­mi­ni­stra­cji, za­rzą­dza­nia. Tym wię­cej, im lep­sza bę­dzie ko­niunk­tu­ra. Jakie będą korzyści? Na pewno można zaliczyć do nich do­bry ar­gu­ment pod­czas spo­tka­nia z przed­sta­wi­cie­la­mi wła­ści­cie­la. Jak to do­brze brzmi: ogra­ni­cza­my kosz­ty, zwol­ni­li­śmy 300 osób. A wy w Lon­dy­nie tyl­ko 250. Nie­waż­ne, że za­pew­ne kosz­ty wy­na­gro­dze­nia jed­ne­go nowego spe­cja­li­sty to pła­ce kil­ku zwol­nio­nych osób. Li­czy się ak­cja. Wię­cej oszczęd­no­ści da li­kwi­do­wa­nie zbęd­nych pla­có­wek – któ­re czę­sto bez pa­mię­ci otwie­ra­no w okre­sie hos­sy. Wy­star­czy przejść się głównymi uli­ca­mi polskich miast – od­dział za od­dzia­łem. Nie le­piej by­ło od razu in­we­sto­wać w In­ter­net?