Aleksandrowicz: Zabawa w liczby

Jakieś szaleństwo ogarnęło polityków oraz media w sprawie budżetu europejskiego 2014-2020. Nic tylko budżet i budżet. Tak jakby kilka miliardów euro miało fundamentalne znaczenie dla Polski

Publikacja: 18.11.2012 06:53

Aleksandrowicz: Zabawa w liczby

Foto: ROL

Warto wypić szklankę zimnej wody i policzyć. Spory dotyczą tego, czy propozycja Komisji Europejskiej – zgłoszona ewidentnie na wyrost  - zostanie obcięta o 50, 75 czy 100 mld euro. Z tego cięcia na Polskę przypada może 4, może 8 mld.  Na siedem lat.  Przyjmijmy dla uproszczenia 1 mld euro rocznie. Co to jest  1 miliard? To równowartość 0,25 proc polskiego PKB. 2 procent wszystkich corocznych  inwestycji. Jedna trzecia zysku KGHM. Jedna trzynasta  eksportu z jednego tylko województwa wielkopolskiego.  W zaokrągleniu 100 euro na rodzinę. Oczywiście lepiej mieć miliard euro niż go nie mieć, ale wystarczyłoby poprawić efektywność wydawania pieniędzy unijnych,  np. na autostrady, szkolenia, opery, termy, stadiony  i  kampanie społeczne o kilka procent  i ten miliard mamy odzyskany bezboleśnie.

Dlatego moim zdaniem są ważniejsze sprawy, niż to,  czy uzyskamy 70, 75 czy 80 mld euro z funduszy rozwojowych i czy dopłaty dla rolników będą na nieco wyższym czy niższym poziomie.

Na przykład koszty obsługi długu publicznego. To ponad 40 mld zł rocznie, z których około połowy zgarniają inwestorzy zagraniczni.  Jak wyliczył Wiktor Wojciechowski  z Invest Banku zmniejszenie  poziomu długu publicznego z ok. 55 proc. do 40 proc. produktu krajowego dałoby rocznie 18 mld złotych oszczędności. Czyli  4,5 a nie 1 mld euro.  Ograniczenie  kwoty długu  przyniosłoby spłaty niższe o  13 mld zł , a 5 mld zł zaoszczędzilibyśmy dzięki wysoce prawdopodobnemu podwyższeniu ratingu Polski i obniżeniu oprocentowania.  W przybliżeniu 450 euro na rodzinę.

Ale rachunek Wojciechowskiego nie jest kompletny – nie obejmuje bowiem efektów wyższego wzrostu produktu krajowego w kraju mniej zadłużonym niż wysoko zadłużonym.  Dwaj ekonomiści z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Manmohan Kumar i  Jaejoon Woo, policzyli, że przyrost relacji długu do produktu krajowego o 10 punktów procentowych  (tyle mniej więcej ta relacja wzrosła w Polsce w ciągu ostatnich 5 lat) obniża ten produkt średnio o 0,17 punktu procentowego rocznie. Więcej w państwach bardzo zadłużonych, trochę mniej w krajach zadłużonych na poziomie takim jak  Polska. Ale z kolei negatywne efekty są silniejsze w gospodarkach wschodzących niż wysoko rozwiniętych i głównie wynikają z niższego poziomu inwestycji,  a zatem i produktywności.

Ten niekorzystny  efekt kumuluje się przez lata. Po 10 latach wynosi ponad 1,7 pkt procentowego, po 20 latach ok. 3,5 itd., tylko w danym roku. A zatem, na przykład, sumaryczna strata dla przeciętnej rodziny w ciągu całej trzeciej dekady  wyniesie już prawie połowę jej rocznych dochodów. To tylko bardzo zgrubny szacunek oczywiście, ale pokazujący jednak o jakich pieniądzach mówimy.  Jeśli dodamy do tego  wzrost kosztów obsługi nie ulega wątpliwości, że nie miliard euro z Unii jest ważny, lecz problem długu publicznego.

A myślenie w horyzoncie trzech dekad ma sens. W trzeciej dekadzie dzieci urodzone w tym roku będą zakładały rodziny.

Warto wypić szklankę zimnej wody i policzyć. Spory dotyczą tego, czy propozycja Komisji Europejskiej – zgłoszona ewidentnie na wyrost  - zostanie obcięta o 50, 75 czy 100 mld euro. Z tego cięcia na Polskę przypada może 4, może 8 mld.  Na siedem lat.  Przyjmijmy dla uproszczenia 1 mld euro rocznie. Co to jest  1 miliard? To równowartość 0,25 proc polskiego PKB. 2 procent wszystkich corocznych  inwestycji. Jedna trzecia zysku KGHM. Jedna trzynasta  eksportu z jednego tylko województwa wielkopolskiego.  W zaokrągleniu 100 euro na rodzinę. Oczywiście lepiej mieć miliard euro niż go nie mieć, ale wystarczyłoby poprawić efektywność wydawania pieniędzy unijnych,  np. na autostrady, szkolenia, opery, termy, stadiony  i  kampanie społeczne o kilka procent  i ten miliard mamy odzyskany bezboleśnie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację