Warto wypić szklankę zimnej wody i policzyć. Spory dotyczą tego, czy propozycja Komisji Europejskiej – zgłoszona ewidentnie na wyrost - zostanie obcięta o 50, 75 czy 100 mld euro. Z tego cięcia na Polskę przypada może 4, może 8 mld. Na siedem lat. Przyjmijmy dla uproszczenia 1 mld euro rocznie. Co to jest 1 miliard? To równowartość 0,25 proc polskiego PKB. 2 procent wszystkich corocznych inwestycji. Jedna trzecia zysku KGHM. Jedna trzynasta eksportu z jednego tylko województwa wielkopolskiego. W zaokrągleniu 100 euro na rodzinę. Oczywiście lepiej mieć miliard euro niż go nie mieć, ale wystarczyłoby poprawić efektywność wydawania pieniędzy unijnych, np. na autostrady, szkolenia, opery, termy, stadiony i kampanie społeczne o kilka procent i ten miliard mamy odzyskany bezboleśnie.
Dlatego moim zdaniem są ważniejsze sprawy, niż to, czy uzyskamy 70, 75 czy 80 mld euro z funduszy rozwojowych i czy dopłaty dla rolników będą na nieco wyższym czy niższym poziomie.
Na przykład koszty obsługi długu publicznego. To ponad 40 mld zł rocznie, z których około połowy zgarniają inwestorzy zagraniczni. Jak wyliczył Wiktor Wojciechowski z Invest Banku zmniejszenie poziomu długu publicznego z ok. 55 proc. do 40 proc. produktu krajowego dałoby rocznie 18 mld złotych oszczędności. Czyli 4,5 a nie 1 mld euro. Ograniczenie kwoty długu przyniosłoby spłaty niższe o 13 mld zł , a 5 mld zł zaoszczędzilibyśmy dzięki wysoce prawdopodobnemu podwyższeniu ratingu Polski i obniżeniu oprocentowania. W przybliżeniu 450 euro na rodzinę.
Ale rachunek Wojciechowskiego nie jest kompletny – nie obejmuje bowiem efektów wyższego wzrostu produktu krajowego w kraju mniej zadłużonym niż wysoko zadłużonym. Dwaj ekonomiści z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Manmohan Kumar i Jaejoon Woo, policzyli, że przyrost relacji długu do produktu krajowego o 10 punktów procentowych (tyle mniej więcej ta relacja wzrosła w Polsce w ciągu ostatnich 5 lat) obniża ten produkt średnio o 0,17 punktu procentowego rocznie. Więcej w państwach bardzo zadłużonych, trochę mniej w krajach zadłużonych na poziomie takim jak Polska. Ale z kolei negatywne efekty są silniejsze w gospodarkach wschodzących niż wysoko rozwiniętych i głównie wynikają z niższego poziomu inwestycji, a zatem i produktywności.
Ten niekorzystny efekt kumuluje się przez lata. Po 10 latach wynosi ponad 1,7 pkt procentowego, po 20 latach ok. 3,5 itd., tylko w danym roku. A zatem, na przykład, sumaryczna strata dla przeciętnej rodziny w ciągu całej trzeciej dekady wyniesie już prawie połowę jej rocznych dochodów. To tylko bardzo zgrubny szacunek oczywiście, ale pokazujący jednak o jakich pieniądzach mówimy. Jeśli dodamy do tego wzrost kosztów obsługi nie ulega wątpliwości, że nie miliard euro z Unii jest ważny, lecz problem długu publicznego.