Duch Trafalgaru

Cameron może odciąć Wielką Brytanie od Europy. To ryzykowna gra - pisze Witold M. Orłowski

Publikacja: 25.01.2013 01:50

Duch Trafalgaru

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Dnia 21 października 1805 roku 27 brytyjskich okrętów liniowych dowodzonych przez admirała Horatio Nelsona natknęło się w okolicach przylądka Trafalgar na 33 okręty liniowe połączonych flot Francji i Hiszpanii. Siły były zbliżone, ale ogólna sytuacja obu stron – nie.

Anglia była w najwyższej potrzebie, Napoleon szykował inwazję na Wyspy. Aby wyeliminować to śmiertelne zagrożenie, Brytyjczycy musieli bezapelacyjnie wygrać – podczas gdy dysponującym większymi zasobami mocarstwom kontynentalnym do zwycięstwa wystarczył remis.

Rozumiejąc to, admirał Nelson zdecydował się na hazardową zagrywkę. Zamiast toczyć zgodny z kanonami ówczesnej sztuki wojennej standardowy artyleryjski pojedynek na odległość, rzucił swoje okręty do niekonwencjona lnego i skrajnie ryzykownego bezpośredniego ataku. Zaskoczył przeciwnika, przeciął jego linię, wprowadził zamieszanie, doszczętnie zniszczył wrogą flotę. Gdyby przegrał, jego imię byłoby przeklęte jako tego, który w ciągu dwóch godzin pogrzebał losy kraju. Ale wygrał, więc stał się bohaterem.

23 stycznia 2013 roku premier David Cameron wszedł na mównicę, by ogłosić plany dotyczące relacji między Wielką Brytanią a Europą. Kraj był ponownie w najwyższej potrzebie.

Z jednej strony, na kontynencie zachodziły niebezpieczne dla brytyjskiej pozycji procesy związane z planami ściślejszej integracji krajów strefy euro.

Rozkład sił wewnątrz Unii nie był dla Brytyjczyków korzystny – rosnąca potęga gospodarcza Niemiec groziła Londynowi ekonomiczną marginalizacją, planowany ściślejszy nadzór nad sektorem finansowym przerażał ulokowane w City banki (stanowiące dziś najważniejszy sektor brytyjskiej gospodarki), przepojona francuskim duchem brukselska biurokracja usiłowała narzucić szczegółowe, sprzeczne z anglosaskimi tradycjami, rozbudowane regulacje.

Z drugiej strony, większość brytyjskiego społeczeństwa – w tym zwłaszcza ludzie, którzy popierali konserwatystów – była gotowa natychmiast zagłosować za wyjściem z Unii. A taki ruch mógł oznaczać odcięcie od europejskiego rynku i gigantyczne gospodarcze straty, których premier bynajmniej nie chciał.

Rozumiejąc to, premier Cameron zdecydował się na hazardową zagrywkę. Zamiast toczyć mało obiecujące negocjacje z niechętnymi mocarstwami kontynentalnymi z jednej strony i z niezadowolonymi własnymi obywatelami z drugiej, rzucił się do niekonwencjonalnego i ryzykownego bezpośredniego ataku.  Zaproponował referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w Unii.  Ale nie teraz, ale dopiero za cztery lata.

Zaatakował śmiało i z werwą. Krajowym krytykom wytrącił broń z ręki, bo w końcu to on sam zaproponował, by to naród wypowiedział się w sprawie członkostwa. W rozgrywce z kontynentalnymi mocarstwami zyskał potężne narzędzie nacisku, bo od tej pory może stale grozić – jeśli nie pójdziecie na ustępstwa w sprawach budżetu, kontroli sektora finansowego, narzucania nowych regulacji albo jakiejkolwiek innej, Brytyjczycy z pewnością zagłosują za rozwodem. A jednocześnie do wyborów żadnego referendum przeprowadzać wcale nie musi, a co będzie potem – dopiero się zobaczy.

Zakończona zwycięstwem hazardowa zagrywka uczyniła z Nelsona brytyjskiego bohatera. Podobnie może stać się z Davidem Cameronem.  Oczywiście, jeśli zwycięży, bo w razie porażki zostanie tym, który w ciągu półgodzinnego przemówienia na nowo odciął Brytanię od Europy. Ryzyko podjął ogromne, a wynik walki wcale nie jest pewny.

Dnia 21 października 1805 roku 27 brytyjskich okrętów liniowych dowodzonych przez admirała Horatio Nelsona natknęło się w okolicach przylądka Trafalgar na 33 okręty liniowe połączonych flot Francji i Hiszpanii. Siły były zbliżone, ale ogólna sytuacja obu stron – nie.

Anglia była w najwyższej potrzebie, Napoleon szykował inwazję na Wyspy. Aby wyeliminować to śmiertelne zagrożenie, Brytyjczycy musieli bezapelacyjnie wygrać – podczas gdy dysponującym większymi zasobami mocarstwom kontynentalnym do zwycięstwa wystarczył remis.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację