Eurobiurokracja produkuje tony danych statystycznych. Czasami są one bardzo szczegółowe. Czasami są w nich dziury. Czasami pojawiają się ze sporym opóźnieniem w stosunku do okresu, jaki obejmują. Ale nawet wtedy są bardzo ciekawe i moim zdaniem przydatne także inwestorom giełdowym. Zwłaszcza tym, którzy mają dłuższy horyzont inwestycyjny.
W końcu stycznia Eurostat po raz pierwszy w historii opublikował dane dotyczące procentowych zmian cen mieszkań w Europie. Z krajów pozaunijnych dostępne są dane m.in. z mocno doświadczonej przez pierwszą fazę kryzysu Islandii.
Dane kończą się na III kwartale 2012 roku, a więc są dość aktualne. W przypadku niektórych krajów zaczynały się w I kwartale 2006 roku. Dzięki tym informacjom jak na dłoni widać, jak narastała bańka spekulacyjna na europejskim rynki mieszkaniowym oraz jak kryzys gospodarczy w Europie odbija się na cenach mieszkań i jak przebiegały ich zmiany.
Nietrudno zgadnąć, że najsilniejsze spadki cen miały miejsce w krajach najbardziej dotkniętych kryzysem, czyli w Irlandii, Hiszpanii, a także na Litwie, Łotwie i w Estonii oraz w Rumunii i Bułgarii. Ciekawsza jest sama analiza zmian. Otóż wynika z niej jasno, że w tych krajach, które już – przynajmniej w ujęciu makro – otrząsnęły się z kryzysu i weszły na ścieżkę wzrostu, spadki cen mieszkań były gwałtowne, ale w sumie krótkotrwałe. Skończyły się w 2010 roku. Tak było w Islandii i w krajach nadbałtyckich.
W Irlandii, gdzie mieszkaniowa bańka spekulacyjna przed kryzysem była napompowana do granic wytrzymałości, ceny mieszkań cały czas spadają i są o połowę niższe niż w końcu 2007 roku. Ciekawe jest też to, że w Hiszpanii spadek cen mieszkań dopiero w 2012 roku przyspieszył. Wcześniej ceny zjeżdżały po kilka procent rocznie.