Od dawna mówi się o tym, że Polacy muszą dodatkowo odkładać pieniądze z myślą o przyszłej emeryturze. Publiczny system emerytalny nie zapewni bowiem wysokich świadczeń. Często pojawiania się informacja, że wysokość świadczeń spadnie do 30-40 proc. ostatnich zarobków. A i tak może to być optymistyczny wariant. To co dostaniemy z państwowego systemu – jak podkreślają ekonomiści - zależy bowiem nie tylko od tego ile składek odłożymy w nim, ale i innych niepewnych czynników jak tempo wzrostu gospodarczego, oprocentowanie obligacji, zwrotu na rynkach akcji, struktury portfela wybranego przez nas OFE, itd.
Dodatkowe oszczędzanie nie jest więc luksusem, tylko koniecznością. Trudno jednak przekonać Polaków do tego. Można mówić o braku edukacji w tym zakresie czy wolnych środków w kieszeniach rodaków. I będzie to prawda. Jednak nie cała. Nie bez znaczenia byłaby bowiem klarowna polityka rządu w tym zakresie – pokazująca, że wspiera on długoterminowe oszczędzanie Polaków. Wydawało się, że pierwszy krok został zrobiony. Zostało wprowadzone z początkiem 2012 r. nowe konto – indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Jego ogromnym atutem miała być możliwość odpisu wpłat od podstawy opodatkowania. I niby wszystko wygląda pięknie, tylko wiele wskazuje na to, że konto nie przypadło do gustu Polakom. Jak wynika z naszych danych zaledwie nieco ponad 30 tys. osób zdecydowało się na założenia nowego konta i wpłacenie jakichkolwiek pieniędzy. O sukcesie nie ma mowy. Jeśli dane Komisji Nadzoru Finansowego potwierdzą nasze szacunki to będzie to jasny sygnał dla całego rządu, że coś należy zmienić. I nie ma co czekać. Zresztą widzi to wyraźnie resort pracy i śle w tej sprawie pisma do Ministerstwa Finansów. Na razie bez sukcesów.
Nie wystarczy wprowadzenie konta (zresztą kolejnego) z bieżącą zachętą podatkową na osłodę tego, że zabiera się część składek funduszom emerytalnym. A tak stało się w 2011 r. Należy przygotować Polakom produkt łatwy, prosty, zrozumiały i zachęcający do odkładania pieniędzy. Jest to zadanie dla rządu i wcale nie takie trudne. Okaże się to korzystne nie tylko dla milionów osób, które z publicznego systemu emerytalnego dostaną niewiele, ale także dla samej gospodarki.