To dobrze, że klienci – tym razem firmy – dostają nową opcję kupna energii, wszak to Internet jest przyszłością handlu. Ale i zwykły Kowalski ma coraz więcej możliwości. Jedna z firm na przykład stworzyła aplikację na smartfony ułatwiającą kontakt z klientami. I chociaż prawdziwa konkurencja w prądzie dopiero raczkuje, to rynek z pewnością będzie szedł w tym kierunku.
Coraz mocniej przyglądamy się cenom i rozglądamy za tańszym dostawcą. A tych mniejszych, dających alternatywę wobec gigantów, też przybywa. Efekt: w ubiegłym roku dostawcę energii zmieniło ponad 62 tys. gospodarstw domowych i 43 tys. firm. A w tym roku w samym już tylko styczniu było to niemal 6 tys. odbiorców przemysłowych i ponad 7 tys. indywidualnych. Jesteśmy więc coraz bardziej świadomymi kupującymi.
Jest i druga strona tego energetycznego medalu. Wyraźne spowolnienie gospodarki sprawiło, że spada zapotrzebowanie na energię elektryczną ze strony firm. A one odpowiadają za trzy czwarte jej zużycia. Możliwość zmiany dostawcy czy negocjacji cen zbija stawki. W lutym na giełdzie cena 1 megawatogodziny była niższa o 50 zł od tej sprzed roku.
Koncerny nie mają więc wyjścia i muszą szukać nowych dróg dotarcia do odbiorców. Nawet ci najwięksi. Muszą też robić to z głową. Bo zgrzytem jest zaoferowanie na aukcji internetowej ceny wyższej niż te dostępne na rynku. A tak zaczął jeden z gigantów.