Związkowcom udało się przekonać kilkadziesiąt tysięcy osób do tego, by solidarnie na kilka godzin w ramach protestu wstrzymały się od pracy. Tylko co tak naprawdę dał ten strajk? Informacje w prasie, radiu i telewizji i to wszystko. Bo rząd i tak za bardzo się nie przestraszył, co zresztą dało się usłyszeć na konferencji premiera po wtorkowym posiedzeniu rady ministrów.

Gdyby jednak dziś zapytać o co chodziło związkowcom na Śląsku, to kto jest pewien, że wie? Strajk ten był bowiem wyjątkowo zagmatwany. A to dlatego, że oficjalnie jako strajk solidarnościowy, czyli lojalnościowy wspierał pracowników sądownictwa, którzy prawa do strajku nie mają, ale z drugiej strony była lista postulatów (m.in. likwidacji NFZ, obrony miejsc pracy, uniknięcia szkodliwych skutków pakietu klimatycznego etc.). Postulatów, które były tak różne, że nie przebiły się do opinii publicznej, także dlatego, że było ich za dużo. A wiadomo, że gdzie kucharek sześć...

Nie pomogły dwie wizyty na Śląsku wicepremiera Janusza Piechocińskiego ani zapowiedź planu likwidacji centrali NFZ. Mało, mało, ciągle mało. Efekt? Do strajku przyłączyli się m.in. górnicy, którzy w opinii całej Polski są najbardziej uprzywilejowaną grupą społeczną. Ja już nie mam nawet siły polemizować, gdy słyszę oklepane slogany rzucane przez kolegów dziennikarzy typu: „strajkowali też pracownicy JSW, gdzie każdy zarabia 7,5 tys. zł" (7,5 tys. zł brutto to średnia miesięczna pensja w Jastrzębskiej Spółce Węglowej w ubiegłym roku uwzględniająca wszystkie dodatki, nagrody czy premie...).

Strajk na Śląsku wcale nie rozpoczyna dyskusji o naprawdę ważnych problemach podnoszonych na liście postulatów związkowych – antyrządowy strajk, bo takim przecież był i miał być naprawdę, może zmarginalizować dyskusję czy to na temat ochrony miejsc pracy czy firm szczególnie narażonych na efekty działania pakietu klimatycznego (a tych na Śląsku jest dużo). Szczerze? Śledziłam przygotowania do strajku od początku na bieżąco, starałam się wszystko rozumieć. A na koniec i tak się pogubiłam. I chyba nie tylko ja.