Poseł PiS, Dawid Jackiewicz domaga się powołania podkomisji, która zajmowałaby się wyłącznie sytuacją w Locie. A koalicjant z PSL chciałby wokół Lotu skonsolidować interesy polityków i samorządów, co brzmi tyle nierealnie, co groźnie. W każdym razie trąci silnie populizmem, który w gospodarce zawsze jest niebezpieczny. A pomysł zainteresowania polskich państwowych firm odkupieniem Lotu od rządu, jest zdecydowanie karkołomny.
Tymczasem Lotowi dzisiaj potrzebny jest spokój. Oczywiście właściciel - MSP - musi mieć całkowitą kontrolę nad tym, co się w spółce dzieje. Żeby nie było sytuacji, kiedy znów jest „zaskoczony" informacjami od przewoźnika. Ale już nic nie daje publiczna debata, dlatego, że misja nowego prezesa jest wyjątkowo trudna i przerzucanie się argumentami rządu z opozycją w niczym tutaj nie pomoże. Wprost przeciwnie. Prezes zamiast zajmować się spółką będzie ciągany na najróżniejsze posiedzenia, żeby odpowiadać na niekończące się pytania posłów, działaczy i ekspertów, wyjaśniać, co niejasne i prostować, co jest nieprawdą.
Lot po raz kolejny stanie się firmą bardzo polityczną, co utrudni, jeśli wręcz nie uniemożliwi jakiekolwiek plany prywatyzacyjne. No bo jaki właściciel będzie chciał kupić linię, w której politycy mają nadal tyle do powiedzenia? Ba, nawet decydują o jego przyszłości. Tę prostą prawdę zrozumieli nawet zakochani w interwencjonizmie państwowym Francuzi, którzy zdecydowali się na niezależność swojego przewoźnika Air France i jego joint venture z holenderskim KLM.
Pierwsza zaprzepaszczona szansa prawdziwej prywatyzacji Lotu była w 1999 roku, kiedy władzę w Polsce sprawowała lewica. Z trzech ofert kupna - dwóch silnych - Lufthansy i British Airways oraz Swissaira wybrano najsłabszą - Szwajcarów. - "Bo wtedy Lot nie tracił niezależności i miał szanse na rozwój". Jak się skończyło, wszyscy pamiętamy. Taktyka kupowania przez Swissaira mniejszościowych udziałów w regionalnych wówczas przewoźników doprowadziła linię do bankructwa w 2001 roku, a Lot, TAP i Turkish Airlines do bardzo poważnych kłopotów. I od tego czasu tylko Turkish naprawdę się rozwinął.
Ale są oczywiście dobre przykłady prywatyzacji linii lotniczych w Europie i sprzedaży ich zagranicznemu właścicielowi. Najświeższy, to Austrian Airlines, gdzie nie tylko główny udziałowiec, ale i prezes jest zagraniczny. To prawda, niektórzy Austriacy obawiali się niemieckiego właściciela, jakim jest grupa Lufthansy, tak samo jak kilka lat temu niektórzy Szwajcarzy mieli podobne zastrzeżenia wobec tego samego potencjalnego właściciela. W obydwóch przypadkach obawy okazały się nieuzasadnione. Tak jak byłoby wówczas, w 1999 roku i potem 6 lat później, kiedy Lufthansa naprawdę miała dla Lotu doskonałą strategię i dzisiaj żal tylko myśleć, jak daleko odleciałby nasz narodowy przewoźnik, gdyby została ona wprowadzona w życie. Odleciał finansowo oczywiście i to w całkiem inną stronę, niż stało się to później.