Reklama

Japoński zakład

Japończycy przeprowadzają eksperyment, który ułatwi rozwikłanie debat toczących się również w Polsce

Publikacja: 06.04.2013 12:54

Chcę napisać o Japonii, ale zacznę od Polski. Nie mamy wprawdzie z krajem kwitnącej wiśni wiele wspólnego pod względem problemów makroekonomicznych, ale jedno bardzo bardzo ogólne pytanie rozbrzmiewa i u nas i u nich i w wielu innych krajach: na ile mocno można nacisnąć pedał luźnej polityki pieniężnej, by stabilizować gospodarkę?

Rada Polityki Pieniężnej, organ polskiego banku centralnego, zastanawia się właśnie, czy zaaplikować gospodarce dalsze cięcia stóp procentowych. Prawdopodobnie większość członków RPP uzna, że jest to potrzebne. Ale niektórzy są temu przeciwni, ponieważ uważają, że zbyt luźna polityka pieniężna niszczy potencjał gospodarczy w dłuższym okresie, utrzymuje przy życiu nieefektywne firmy i w ten sposób blokuje rozwój nowych innowacji. Czyli uniemożliwia coś, co Jozeph Schumpeter nazwał „kreatywną destrukcją".

Teraz przejdźmy do Japonii. Tam pojawia się podobny dylemat, tyle że w skali stukrotnie większej niż w Polsce. Można więc wykorzystać japoński przykład niczym szkło powiększające. A okazja trafia się wręcz niespotykana.

Japonia zmaga się z recesją i deflacją od dwóch dekad. Jedni twierdzą, że kluczem do odpalenia motorów gospodarczych są reformy strukturalne, m.in. w zakresie rynku pracy czy ładu korporacyjnego. Inni wskazują, że konieczne jest przede wszystkim paliwo w postaci popytu. Tak doskonale się składa, że właśnie w Japonii doszło do zmiany władzy w banku centralnym: odszedł prezes reprezentujący pierwszą wizję, a przyszedł prezes „popytowiec". Nowicjusz od razu nacisnął pedał polityki pieniężnej do dechy, obiecując podwojenie skali luzowania ilościowego i osiągnięcie 2-procentowej inflacji w ciągu dwóch lat. Chodzi o to, by wyższe oczekiwania inflacyjne przełożyły się na spadek realnej stopy procentowej i tym samym pobudziły inwestycje.

Rzadko zdarza się tak jaskrawa rewolucja w polityce gospodarczej. Siła tego zwrotu sprawia, że dość łatwo będzie ocenić jego konsekwencje  (jeżeli oczywiście na świecie nie dojdzie do kolejnego kryzysu, który zaburzyłby śledzenie wpływu rewolucji w Banku Japonii na tamtejszą gospodarkę). Za trzy lata będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu popyt był problemem japońskiej gospodarki, a w jakim były nim wyzwania strukturalne. Dostrzeżemy, czy ultra-luźna polityka pieniężna pomaga firmom poprzez stymulowanie popytu na ich towary, czy też szkodzi konkurencji i innowacyjności.

Reklama
Reklama

Stawiam 1000 jenów przeciwko orzechowi, że Japonii się powiedzie. Bank centralny powinien bowiem dbać o stabilność inflacji (a nie deflacji), gospodarki i systemu finansowego. „Kreatywna destrukcja" radzi sobie bez banku centralnego, a wyzwaniami strukturalnymi powinien zajmować się rząd. Ale nie upieram się. Obiecuję, że wrócę do tematu za trzy lata.

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama