Rynek nie przejął się zbytnio ani wyborami parlamentarnymi we Włoszech, ani powstaniem powyborczej koalicji lewicy z blokiem „Boskiego" Silvio Berlusconiego. Wydawałoby się, że został zrealizowany scenariusz z nocnego koszmaru inwestorów: arystokrata-technokrata Monti poszedł w odstawkę, a nowy rząd wspólnie utworzyły prozwiązkowa lewica oraz irytująca brukselskie salony centroprawica. Gabinet Enrico Letty jest zakładnikiem Berlusconiego. Jedno słowo tego ekscentrycznego „ulubieńca wszystkich kobiet", a rząd upada i zwoływane są nowe wybory, które pewnie wygra ultrapopulistyczno-satyryczny Ruch Pięciu Gwiazdek, znany z happeningów „wszyscy wyp...lać!". A jednak paniki na rynkach nie widać. Co więcej, włoskie obligacje mają najniższe rentowności od lat. Czy to cud?
Nie. To efekt finansowej alchemii oraz włoskiego mistrzostwa w politycznym manewrowaniu – efektu doświadczeń gromadzonych przez mieszkańców Italii od 2,5 tys. lat. Finansowy alchemik, który uratował (przynajmniej na jakiś czas) Włochy, to oczywiście prezes EBC Mario Draghi. Eurosceptyczny niemiecki ekonomista Bruno Bandulet powiedział mi kiedyś: „Draghi, to były pracownik Goldman Sachs. Świetnie zna finansową alchemię i będzie w stanie jeszcze przez wiele lat utrzymywać strefę euro przy życiu za pomocą swoich sztuczek". Dzięki zapowiedzianego przez Draghiego na jesieni zeszłego roku programowi OMT powstrzymano panikę na rynku hiszpańskich i włoskich obligacji. Dokonano tego choć program nie został uruchomiony a jego szczegóły są szerzej nieznane. Draghi pokazał przez to swoją mistrzowską klasę. A obecny minister finansów Włoch to przecież jego dawny współpracownik. Wbrew pozorom klasę pokazał również Berlusconi, w ciągu kilkunastu miesięcy zmieniając się z politycznego trupa w głównego zakulisowego decydenta. Być może „Boski Silvio" idzie w ślady zmarłego niedawno byłego premiera Włoch „Boskiego" Gulio Andreottiego. Człowieka-instytucji, który siedem razy był premierem a 25 ministrem (po raz pierwszy w rządzie w 1947 r., po raz ostatni w 1993 r.). "Jest strażnikiem czegoś cennego, kimś kto musi mieć dostęp do jakiegoś obcego wymiaru, do którego my nie mamy dostępu" - mówił o nim Federico Fellini. Przebiegłość Andreottiego była legendarna – podczas negocjacji Traktatu z Maastricht koncertowo ograł Niemców. I wygląda na to, że Draghi i Berlusconi idą w jego ślady.