Jedyna korzyść z tego faktu jest taka, że przez moment głośno zrobiło się o ważnym temacie, jakim jest profilaktyka nowotworowa. Niezależnie jednak od tego, czy osoby zabierające głos w tej sprawie miały jakiekolwiek pojęcie o zabiegu mastektomii, czy też nie, to wszystkie wyrażały się z pełnym znawstwem. W sumie nie powinno to specjalnie dziwić w kraju, w którym mieszka 20 milionów selekcjonerów piłkarskiej reprezentacji narodowej, 10 milionów ekspertów od skoków narciarskich, a na polityce to znają się już w ogóle wszyscy.
Ciekawe jednak, że istnieją pewne dziedziny, w których ta zbiorowa mądrość nagle gdzieś ulatuje i z ludzi przekonanych całkowicie o słuszności swoich poglądów większość z nas przemienia się w bezwolne owieczki ślepo podążające za przewodnikiem. Nawet jeśli on sam nie wie, dokąd zmierza.
Jedną z nich jest niestety wiedza ekonomiczna. I nie chodzi tu bynajmniej o skomplikowane teorie dotyczące funkcjonowania gospodarki. Ten zaskakujący brak znajomości elementarnych reguł rządzących światem finansów objawia się nadspodziewanie często w sytuacjach, gdy mamy podjąć decyzje odnośnie do własnych pieniędzy. A na to tylko czekają rozmaici pseudodoradcy finansowi.
Co pewien czas znajomi zwracają się do mnie z prośbą o opinię na temat jakiegoś produktu inwestycyjnego, który polecił im rzekomo świetny fachowiec. Zwykle już pobieżna analiza wystarczy, by jedyną radą, jakiej mogę udzielić, było posłanie owego fantastycznego doradcy do wszystkich diabłów.
Na próbę wciśnięcia produktu, który będzie korzystny, ale raczej nie dla nas, lecz dla instytucji, która go oferuje, natknąć możemy się niestety bardzo często również i w bankach. Z góry zaznaczam – spotkałem w swoim życiu wielu naprawdę kompetentnych sprzedawców w bankach. Byli jednak i tacy, których wiedza na temat produktów przez nich oferowanych była bardzo pobieżna. Jeśli do tego taki pracownik jest zobligowany przez bank do wyrobienia określonej normy sprzedażowej w miesiącu, to stąd już blisko do katastrofy. Klient z niewielką wiedzą ekonomiczną jest dla nich najłatwiejszym celem. Takim, któremu można wcisnąć produkt strukturyzowany, o jakim już na początku wiadomo, że nie daje wielkich szans na zysk. Albo jednostki funduszu inwestycyjnego, który ma fatalne wyniki, ale „to przecież tylko chwilowy spadek wartości". Przykłady można by mnożyć jeszcze długo.