Lubię polemiki rzeczowe i merytoryczne. Nie podejmuję polemiki z tymi, którzy twierdzą, że czegoś nie przeczytałem czy nie zrozumiałem. Dla pracowników Ministerstwa Finansów (MF), broniących swego produktu w postaci projektu nowej reguły wydatkowej, zrobię jednak wyjątek. Bo spora część ich polemiki omija istotę rzeczy lub – zwyczajnie – ostrożnie obchodzi się z prawdą.
Tylko część mojego komentarza dotyczyła reguły wydatkowej. Interesowała mnie ona w zasadzie jako tło dla dyskusji o nowelizacji tegorocznego budżetu. A to dlatego, że proponowana reguła unieważnia pierwszy próg ostrożnościowy (50 proc. PKB), przez co otwiera pole dla niemożliwego bez tego wzrostu nominalnego deficytu budżetu państwa począwszy od roku 2014.
Kuriozalne wyjaśnienie
W Wieloletnim Planie Finansowym (WPF) limit deficytu budżetu państwa na rok 2014 został ustalony na poziomie 55 mld zł (w 2015 r. nawet 56,7 mld zł). Z całą pewnością taki poziom deficytu byłby niedopuszczalny w świetle obowiązującej ustawy o finansach publicznych. Co gorsza, taki poziom maksymalnego deficytu został powtórzony w założeniach do przyszłorocznej ustawy budżetowej, przesłanej do konsultacji partnerom społecznym.
Znaczy to, że planując budżet, rząd zakłada a priori zmiany w obowiązujących ustawach (nie tylko zresztą w ustawie o finansach publicznych), które są aktualnie na etapie embrionalnym. Czy to jest w porządku? O tym pracownicy Ministerstwa Finansów nie zająknęli się słowem. Szkoda, bo to raczej ważne, prawda?
„Reguła powinna być prosta , nieuznaniowa i dotyczyć całego SFP. Ta nie jest ani taka, ani taka, a dotyczy góra 14–16 proc. wydatków sektora" – napisałem.