Pamiętajmy jednak, że każdy z nich ma swój osobisty wskaźnik koniunktury i nastrojów konsumentów. Jedni patrzą na ruch w firmach logistycznych, inni za papierek lakmusowy uznają obroty firm leasingowych, kolejni liczbę osób odwiedzających galerie handlowe.
Dlaczego prognozowanie przyszłości w gospodarce jest tak ważne? Bo ma z nim do czynienia każdy prowadzący działalność gospodarczą. Im lepiej przewidzi sytuację, tym spokojniej przejdzie przez kolejne biznesowe miesiące.
W ostatnich latach nie trafili ci, którzy spodziewali się nad Wisłą recesji. A niedawno na świeczniku znalazł się minister finansów, który przestrzelił z założeniami tegorocznego budżetu. Osobną kwestią pozostaje oczywiście, czy zrobił to celowo, by uniknąć długotrwałej politycznej zawieruchy, czy faktycznie nie sprawdziły się modele, na podstawie których powstały prognozy. Ale nawet prezes NBP nie za bardzo chyba w te modele wierzy – uznał ostatnio, że kondycja naszej gospodarki może się okazać lepsza, niż przewidują to eksperci z jego Instytutu Ekonomicznego.
Samo prognozowanie jest jednak na tyle ponętne, że cytowany w mediach chciał być także prezes GUS. I udało się – gdy w ciągu dwóch tygodni zmienił zdanie w sprawie gospodarczych wyników drugiego kwartału. Jednak można mu zadedykować powiedzenie jednego z ekonomistów, że latanie od ściany do ściany w pogoni za bieżącymi danymi jest zwyczajnie nieprofesjonalne.
Czekając na potwierdzenie tezy o nadchodzącym ożywieniu, lepiej więc mieć na uwadze jedną z kryzysowych lekcji, czyli przyjmować bardziej pesymistyczne prognozy. Lepiej przecież być mile zaskoczonym niż nieprzyjemnie rozczarowanym.